- Nie mogę tobie obiecać, że wygrasz. Ale nadzieja umiera ostatnia. - Otwieram oczy. Rudowłosa uśmiecha się i powoli znika. Wyciągam rękę, żeby ją zatrzymać, ale jest już za późno. Ona również mnie opuściła. Zaciskam pięści. Znowu jestem Aronem Richardsonem, który może zabić każdego. Nie mam nikogo bliskiego. Mogę zginąć, ale i wygrać.* Budzę się. Czy to wszystko działo się naprawdę? To, że i Eni mnie opuściła. Już nigdy nie zjawi się, gdy będę spał? Ktoś mnie zabije? Modlę się aby to był tylko zły sen, ale nie. Może ja jestem psychopatą? Sam nie wiem. Wychodzę z namiotu. Białe światło oślepia moje oczy. Na zewnątrz jest bardzo gorąco, więc ściągam z siebie ubrania. Jestem tylko w koszulce i spodniach. Nie rozumiem organizatorów. Niech zdecydują się na jedną pogodę. W pobliżu nie ma zwierząt, a jeśli mamy zabijać potrzebujemy czegoś do jedzenia. Patrzę w górę. Derek właśnie teraz by się przydał. Ciekawe co on teraz robi. Czy w ogóle się nami przejmuje? Może ma nas gdzieś? W moje dłonie spada dość duży pakunek. W środku znajduje jedzenie, które powinno starczyć nam na kilka dni. Wyciągam z plecaka wodę i piję trochę. Przydałoby się znaleźć jakieś jezioro albo coś w tym stylu, żeby móc popływać. Ochłodzilibyśmy się i troszkę rozerwali. Kiedy sojusznicy się obudzą poszukamy takiego miejsca. Idę do lasu, żeby nazbierać trochę drewna. Jest tutaj ciemno i chłodno. Ostrożnie stawiam stopy na kolorowych liściach. Może znajdę jakiegoś trybuta do zabicia. Po chwili wracam już z potrzebnymi do rozpalenia ogniska składnikami. Pije jeszcze trochę wody i na wszelki wypadek biorę w ręce oszczep. Niedługo będę musiał rozstać się z swoimi sojusznikami. Zostało nas ośmiu albo siedmiu. Ja, April, Thomas, Melanie, Marco, Ellie, Martin, Whitney. Chyba o nikim nie zapomniałem. No to licząc mnie w sojuszu jest pięć osób. A reszta to przeciwnicy. Rozpalam bezdymne ognisko i przygotowuje jedzenie. W końcu wszystko jest gotowe i budzę sojuszników. Wszyscy zjadamy posiłek i załatwiamy wszystkie najpotrzebniejsze sprawy. Pewnym krokiem ruszamy do ciemnego lasu. Panuje tutaj niesamowita cisza. Jedynie ptaki ją przerywają swoim ćwierkaniem, ale to jeszcze bardziej świadczy o jej obecności. W czasie drogi nie spotykamy trybutów. Po godzinie wędrówki postanawiamy się zatrzymać. Miejsce, w którym jesteśmy jest piękne. Przed sobą widzę jeziorko, kolorowe drzewa, a po drugiej stronie pole. Pole... Zaraz! Ta z Jedenastki na pewno świetnie się tam czuje!
- Ona tam jest. - mówię stanowczo.
- Kto? - Melanie patrzy na mnie pytająco.
- Dziewczyna z Jedenastki. - odpowiadam.
W jeziorze nie ma krokodyli. Właściwie to taki staw. Wchodzimy do wody, która sięga nam do kolan. To nic, że będziemy trochę mokrzy. Muszę zabić tą gwiazdkę. Woda spowalnia nasze kroki, a ja co jakiś czas wyobrażam sobie jak coś mnie próbuje utopić. W końcu jesteśmy na drugiej stronie. Szukamy dziewczyny z Jedenastego Dystryktu, ale nigdzie jej nie widzimy. Słońce grzeje niemiłosiernie. Czuje, że zaraz wybuchnę. Zawsze się denerwuje, gdy jest taki upał. Nagle całe pole zaczyna płonąć. Przez chwilę nie wieżę w to co widzę. Ogień wziął się znikąd? To musi być sprawka organizatorów. Ale dlaczego znowu mi? Szybko biegniemy przed siebie. Mam wrażenie, że w ogóle nie zbliżamy się do końca. Biegnę i biegnę bez skutku. Odwracam się, żeby zobaczyć co z moimi sojusznikami. Thomas, Melanie i April biegną blisko mnie. Ellie znikła mi z oczu. Czyżby opuściła sojusz? Szkoda. Jest nawet fajna. Niedługo też będę musiał uciec. Języki ognia są coraz silniejsze. Ogień muska moją skórę, czuję zapach spalenizny. Moje spodnie płoną. Złocisto-żółty kolor jest wszędzie. Nagle płomień bucha mi przed twarzą. Widzę, że płomienie okrążają mnie i moich sojuszników. Boję się tego, że spłonę w męczarniach. Zamykam oczy i próbuje się uspokoić. Tak jak zawsze, gdy panikuje, kładę ręce na piersi i głęboko oddycham.
- I co teraz? - słyszę przerażony głos jednej z dziewczyn. Nie dociera do mnie, która to powiedziała. Czuję, że ogień zbliża się do mnie. Przypominam sobie Igrzyska, na których pewnego trybuta spotkało podobne zagrożenie. *Siedziałem wtedy przed telewizorem i oglądałem jedenaste Igrzyska Głodowe. Chłopak z Drugiego Dystryktu o czarnym kolorze skóry właśnie stracił swoich sojuszników - zawodowców. Spacerował spokojnie po łące w celu zabicia jakiegoś przeciwnika. Organizatorzy chcieli mu w tym przeszkodzić i nasłali na niego podobne zagrożenie do tego, co teraz my przeżywamy. Trybut uciekał, ale ogień nie dawał mu spokoju. Był w pułapce. W końcu przeskoczył i był bezpieczny* Moglibyśmy teraz zrobić to samo. Jeśli mu się udało, to czemu nam miałoby się nie udać? W każdym razie nie mamy innego wyjścia i warto spróbować.
- Skaczemy. - oznajmiam. Zakrywam twarz. Biorę głęboki wdech i skaczę. Moja skóra płonie. Jestem poza pułapką i szybko się ogarniam. Jestem bezpieczny. Powtarzam to sobie dopóki wszyscy sojuszu nie przeskoczą. Następnie wstajemy i oddalamy się od zagrożenia.
Padamy na zieloną trawę. Wyciągamy z plecaka apteczkę, żeby opatrzyć swoje rany. Niestety, nie znajdujemy w nich nic przydatnego. Nie wytrzymamy zbyt długo. W końcu zginiemy. Powoli zamykam oczy. Mam mroczki przed oczami. Zamykam je. Zasypiam.
*Perspektywa Dereka*
- Tak. - odpowiadam z uśmiechem, a sponsor się zgadza. April przydadzą się leki. Jako jedyna z sojuszu jest przytomna. Moim zdaniem organizatorzy trochę przesadzają z tymi zagrożeniami na zawodowców, bo praktycznie to tylko ich coś spotyka. Spoglądam na ekran. Trybutka z Piątego Dystryktu kradnie kawałek kurczaka Marcowi i Martinowi. Uśmiecham się pod nosem. Ci frajerzy nawet tego nie zauważyli! Widać, że wszyscy o niej zapomnieli. Ale co się dziwić? Cały czas się ukrywa i tylko kradnie jedzenie. Nie spotkałem się z takim przypadkiem, że trybutka z piątego dystryktu żyje na Igrzyskach tak długo. Zazwyczaj trybuci z tego dystryktu giną tuż przy Rogu Obfitości. *Śmieję się głośno. Otaczają mnie martwe ciała, jestem cały we krwi. Kilku trybutów odpływa na łódkach daleko od nas. Słyszę strzały armatnie. Łącznie zginęło piętnastu trybutów... nieźle. Zbieramy zapasy i wskakujemy do kilku łodzi.* Nie chce mi się przypominać o tych Igrzyskach. Ogółem - w ogóle nie powinno ich być. Coś czuje, że jeszcze długo to potrwa. Bo nikt nie będzie miał odwagi, by stawić czoła Kapitolowi. A nowy prezydent. Mógłby zaprzestać tej potwornej gry. Pieprzę to. Chwytam nóż. Przykładam go sobie do ręki i zastanawiam chwilę. Przypominam sobie te wszystkie osoby, które zabiłem. Błagali o litość, a ja śmiałem się jak chory psychicznie człowiek. Może taki jestem... Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej. Ale to niemożliwe. Wspomnienia zostaną na zawsze... Uważnie obserwuje trzęsącą się dłoń. W końcu jednak przestaje próby samobójstwa. Jestem potrzebny moim trybutom. Musi wygrać, któreś z nich. I nie może zrobić z sobą czegoś takiego jak ja.*
**********************************************************************
Wijtacie! Wiem, że długo nie pisałem, ale brak czasu i weny. A wy nawet zbyt dużo tych komentarzy nie piszecie ;_: Może komuś się spodoba ten rozdział, ale moim zdaniem jest ''Lol... ale dziadowy rozdział''. Dobra... no to... do zobaczenia i pozdrawiam. Mam nadzieje, że będzie trochę więcej tych komów. Głosujcie też w ankietach!
Polecę siebie
Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (Inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość) to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcje. Ten, kto nie pasuje do żadnej zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony. Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny - i musi być wyeliminowany.
Opisuje na tym blogu przygody wymyślonego bohatera, który wstąpił do Nieustraszoności kilka lat przed Tris. I na razie jest mało akcji, ale z czasem przybędzie :d
Zapraszam!
http://niezgodnosc-dar-czy-przeklenstwo.blogspot.com/
- Ona tam jest. - mówię stanowczo.
- Kto? - Melanie patrzy na mnie pytająco.
- Dziewczyna z Jedenastki. - odpowiadam.
W jeziorze nie ma krokodyli. Właściwie to taki staw. Wchodzimy do wody, która sięga nam do kolan. To nic, że będziemy trochę mokrzy. Muszę zabić tą gwiazdkę. Woda spowalnia nasze kroki, a ja co jakiś czas wyobrażam sobie jak coś mnie próbuje utopić. W końcu jesteśmy na drugiej stronie. Szukamy dziewczyny z Jedenastego Dystryktu, ale nigdzie jej nie widzimy. Słońce grzeje niemiłosiernie. Czuje, że zaraz wybuchnę. Zawsze się denerwuje, gdy jest taki upał. Nagle całe pole zaczyna płonąć. Przez chwilę nie wieżę w to co widzę. Ogień wziął się znikąd? To musi być sprawka organizatorów. Ale dlaczego znowu mi? Szybko biegniemy przed siebie. Mam wrażenie, że w ogóle nie zbliżamy się do końca. Biegnę i biegnę bez skutku. Odwracam się, żeby zobaczyć co z moimi sojusznikami. Thomas, Melanie i April biegną blisko mnie. Ellie znikła mi z oczu. Czyżby opuściła sojusz? Szkoda. Jest nawet fajna. Niedługo też będę musiał uciec. Języki ognia są coraz silniejsze. Ogień muska moją skórę, czuję zapach spalenizny. Moje spodnie płoną. Złocisto-żółty kolor jest wszędzie. Nagle płomień bucha mi przed twarzą. Widzę, że płomienie okrążają mnie i moich sojuszników. Boję się tego, że spłonę w męczarniach. Zamykam oczy i próbuje się uspokoić. Tak jak zawsze, gdy panikuje, kładę ręce na piersi i głęboko oddycham.
- I co teraz? - słyszę przerażony głos jednej z dziewczyn. Nie dociera do mnie, która to powiedziała. Czuję, że ogień zbliża się do mnie. Przypominam sobie Igrzyska, na których pewnego trybuta spotkało podobne zagrożenie. *Siedziałem wtedy przed telewizorem i oglądałem jedenaste Igrzyska Głodowe. Chłopak z Drugiego Dystryktu o czarnym kolorze skóry właśnie stracił swoich sojuszników - zawodowców. Spacerował spokojnie po łące w celu zabicia jakiegoś przeciwnika. Organizatorzy chcieli mu w tym przeszkodzić i nasłali na niego podobne zagrożenie do tego, co teraz my przeżywamy. Trybut uciekał, ale ogień nie dawał mu spokoju. Był w pułapce. W końcu przeskoczył i był bezpieczny* Moglibyśmy teraz zrobić to samo. Jeśli mu się udało, to czemu nam miałoby się nie udać? W każdym razie nie mamy innego wyjścia i warto spróbować.
- Skaczemy. - oznajmiam. Zakrywam twarz. Biorę głęboki wdech i skaczę. Moja skóra płonie. Jestem poza pułapką i szybko się ogarniam. Jestem bezpieczny. Powtarzam to sobie dopóki wszyscy sojuszu nie przeskoczą. Następnie wstajemy i oddalamy się od zagrożenia.
Padamy na zieloną trawę. Wyciągamy z plecaka apteczkę, żeby opatrzyć swoje rany. Niestety, nie znajdujemy w nich nic przydatnego. Nie wytrzymamy zbyt długo. W końcu zginiemy. Powoli zamykam oczy. Mam mroczki przed oczami. Zamykam je. Zasypiam.
*Perspektywa Dereka*
- Tak. - odpowiadam z uśmiechem, a sponsor się zgadza. April przydadzą się leki. Jako jedyna z sojuszu jest przytomna. Moim zdaniem organizatorzy trochę przesadzają z tymi zagrożeniami na zawodowców, bo praktycznie to tylko ich coś spotyka. Spoglądam na ekran. Trybutka z Piątego Dystryktu kradnie kawałek kurczaka Marcowi i Martinowi. Uśmiecham się pod nosem. Ci frajerzy nawet tego nie zauważyli! Widać, że wszyscy o niej zapomnieli. Ale co się dziwić? Cały czas się ukrywa i tylko kradnie jedzenie. Nie spotkałem się z takim przypadkiem, że trybutka z piątego dystryktu żyje na Igrzyskach tak długo. Zazwyczaj trybuci z tego dystryktu giną tuż przy Rogu Obfitości. *Śmieję się głośno. Otaczają mnie martwe ciała, jestem cały we krwi. Kilku trybutów odpływa na łódkach daleko od nas. Słyszę strzały armatnie. Łącznie zginęło piętnastu trybutów... nieźle. Zbieramy zapasy i wskakujemy do kilku łodzi.* Nie chce mi się przypominać o tych Igrzyskach. Ogółem - w ogóle nie powinno ich być. Coś czuje, że jeszcze długo to potrwa. Bo nikt nie będzie miał odwagi, by stawić czoła Kapitolowi. A nowy prezydent. Mógłby zaprzestać tej potwornej gry. Pieprzę to. Chwytam nóż. Przykładam go sobie do ręki i zastanawiam chwilę. Przypominam sobie te wszystkie osoby, które zabiłem. Błagali o litość, a ja śmiałem się jak chory psychicznie człowiek. Może taki jestem... Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej. Ale to niemożliwe. Wspomnienia zostaną na zawsze... Uważnie obserwuje trzęsącą się dłoń. W końcu jednak przestaje próby samobójstwa. Jestem potrzebny moim trybutom. Musi wygrać, któreś z nich. I nie może zrobić z sobą czegoś takiego jak ja.*
**********************************************************************
Wijtacie! Wiem, że długo nie pisałem, ale brak czasu i weny. A wy nawet zbyt dużo tych komentarzy nie piszecie ;_: Może komuś się spodoba ten rozdział, ale moim zdaniem jest ''Lol... ale dziadowy rozdział''. Dobra... no to... do zobaczenia i pozdrawiam. Mam nadzieje, że będzie trochę więcej tych komów. Głosujcie też w ankietach!
Polecę siebie
Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (Inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość) to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcje. Ten, kto nie pasuje do żadnej zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony. Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny - i musi być wyeliminowany.
Opisuje na tym blogu przygody wymyślonego bohatera, który wstąpił do Nieustraszoności kilka lat przed Tris. I na razie jest mało akcji, ale z czasem przybędzie :d
Zapraszam!
http://niezgodnosc-dar-czy-przeklenstwo.blogspot.com/
"Przez chwilę nie wieżę w to co widzę." - wieżę przez rz powinno być, bo inaczej znaczy to wieżę jak Minas Tirith ;P
OdpowiedzUsuń"A nowy prezydent. Mógłby zaprzestać tej potwornej gry" - przed "mógłby" nie powinno być kropki, ani przecinka.
Ale oprócz tego rozdział bardzo mi się podoba :)
Szczególnie ten moment z pożarem, miałam taką przerażoną minę, bo ja mam jakąś fobię ostatnio (co mocno kłóci się z moimi zainteresowaniami, jestem piromanką ;P)
Pozdrawiam, weny życzę i czekam na next,
Spite
Czemu każdy swój super rozdział opisujesz jako (uwaga, cytuję) "Lol... ale dziadowy"? ;__________;
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa kto wygra ;o
I po dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosku, że te Dwudzieste Piąte Igrzyska Głodowe się kończą :O Chyba, że po zakończeniu Igrzysk też będziesz pisał C:
Nie mam pojęcia co jeszcze mogę tutaj napisać :C Nie umiem pisać komentarzy XDD
No, więc. WENY WENY WENY WENY WENY I CZASU NA PISANIE.
Pozdrawiam
Nieoficjalna :3
P.S. Pojawił się nowy rozdział na 'Grobowcu', więc jeśli chcesz to zapraszam do czytania C:
Ja natomiast chyba na 100% czytając twojego bloga wiem kto wygra ale jeszcze nie jestem pewien, rozdział raczej dynamiczny a nie dziadkowy :D, MASZ NAPISAĆ JAK NAJSZYBCIEJ NASTĘPNY ROZDZIAŁ, bo jestem bardzo ciekaw ! :) weny i niech los zawsze ci sprzyja :D
OdpowiedzUsuńCzytałam to we wtorek na tel, ale nie mogłam skomentować ... Słabo pamiętam, ale mnie się podobał rozdział :)) Pożar chyba najbardziej. Takie zaskoczenie było.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny xx
Właśnie trafiłam na twojego bloga :) Postaram się go przeczytać w najbliższym czasie! Te urywki które czytałam tutaj bardzo mi się podobały, ale nie będę czytać całego bo to ma mniej sensu, niż lato w zimę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny :D
Ja :D
Zaczęłam czytać i jestem zadowolona że dalej piszesz!!! Jestem na tel i teraz nie mg zalogować się na konto, ale gdy bd na kompie polecę cię, dopiero zaczynam, ale może ktoś to zobaczy i przeczyta. Weny życzę i czekam na dalsze losy Arona
OdpowiedzUsuń