- Pomóc w czymś? - pytam i siadam na pieńku obok niej.
- Właśnie skończyłam - dziewczyna daje mi posiłek, który zjadam.
W końcu budzi się reszta sojuszników, którzy również zjadają śniadanie. Po załatwieniu tych spraw szykujemy się do dalszej wędrówki. Ćwiczymy trochę, po czym rozmyślamy, gdzie iść. Niebezpiecznie będzie przepłynąć przez jezioro, bo wtedy coś może nas zabić.
- Widzicie? - pyta Thomas i wskazuje palcem na... łódkę. Wszyscy stajemy na brzegu i powoli wchodzimy do łodzi. Wcześniej załatwiamy sprawy tak, żeby łódź wróciła do naszych sojuszników. Agnes przepłynie razem z Deanem, bo nie było więcej miejsca. Siadam obok Thomasa i wiosłuje. Po chwili docieramy i wychodzimy na drugą część ogrodu. W połowie drogi Deana i Agnes z daleka widzimy jak wielkie krokodyle płyną prosto na nich. Sojusznicy raczej nie dadzą rady dopłynąć, więc próbujemy zabić stworzenia. April strzela do nich z łuku, ale to nie wystarcza - na jednego krokodyla potrzeba kilkunastu strzał, a blondynka ma tylko osiemnaście. Sojusznik z Czwórki i sojuszniczka z Dwunastki wyskakują z łodzi i szybko płyną do nas. Melanie z pluskiem wskakuje do wody i pomaga brunetowi. Teraz już wiem, że coś na pewno ich łączy. Nie mogę stać bezczynnie, bo uznają mnie za tchórza, więc rzucam oszczepem w gardło zmiecha, który jest najbliżej i zabijam go. Pomagam wszystkim wyjść na powierzchnię. Rzucam im spojrzenie pełne złości.
- Jeśli chcecie pożyć to uważajcie na siebie - wzrusza ramionami April i chwyta mnie za ramię. - Idziemy?
Spoglądam w jej błękitne oczy, jej blond włosy lekko powiewają. Przytakuje i idę prosto przed siebie. Nie przejmuje się tym czy reszta idzie za mną, myślę tylko o April. Po kilkunastu minutach widzę złote włosy i uciekającą postać. Informuje o tym swoich przyjaciół, bo chyba mogę ich tak nazywać i razem biegniemy za postacią. Schylam się, gdy widzę shuriken rzucony prosto w moją twarz. Odwracam się i widzę, że ląduje w serce Agnes. Huk armaty obwieszczający śmierć Dwunastki przeszywa powietrze. Próbuje znaleźć przeciwnika, ale go nie ma.
- Myślicie, że, kto to był? - pyta Thomas.
- Wydaje mi się, że piosenkarka - odpowiadam i patrzę na ciało martwej sojuszniczki. Zabieramy jej sierp i idziemy dalej przed siebie. W sumie to dobrze, że zginęła - w rzezi przy Rogu Obfitości nie zabiła nikogo, wyjadała tylko zapasy. Po kilkunastu minutach znajdujemy się w ładnym miejscu. Przed sobą widzę ścieżkę, naprzeciwko widzę różnego koloru drzewa, a po lewej stoi mała chatka. Jest świeżo pomalowana na brązowo, lekko obrastają ją różne rośliny, dach jest spiczasty i stoi na nim kominek, widzę nawet okna i firanki. Postanawiamy, że wejdziemy do środka i rozejrzymy się trochę. Nie wiemy co może nas tam czekać, ale ryzykujemy. Drzwi przy otwieraniu lekko skrzypią. W środku pali się w kominku, ściany są z jasnego drewna. Jest tutaj też kilka półek z książkami, zastawiony stół oraz kilka gazet. Podnoszę jedną, gdy nagle dziewczyna z mojego dystryktu rzuca się na mnie i próbuje wbić strzałę w serce. Jej niebieskie oczy stały się całe czarne. To musi być jakaś sztuczka organizatorów - wejście do tego domku powoduje zmianę umysłu.
- Uciekajcie stąd, bo zaraz stanie się z wami to co z nią! - krzyczę do sojuszników, a ci robią to co każe. - April, posłuchaj, to nie ty! - nie chcę nic jej zrobić, ale niedługo mnie do tego zmusi. Zaciskam zęby, niedługo strzała wbije mi się w serce. Wyobrażam to sobie i trzymam dziewczynę jeszcze mocniej. Z łatwością bym ją odepchnął, ale wtedy może jej się coś stać. W końcu rzucam dziewczynę na kanapę. Chwytam jej dłonie i próbuje uspokoić, ale to na nic. Cały czas próbuje mnie zabić. Zaczynam czuć się dziwnie, moja krew powoli przestaje płynąć. Otrząsam się i szybko chwytam April w pasie. Wybiegamy z pomieszczenia. Teraz czuje się normalnie, nic mi się nie dzieje i krew zaczyna ponownie płynąć. Blondynka również wraca do normalności, widać to po niej.
- Dziwna ta arena - zauważa Ellie i odgarnia kosmyk rudych włosów.
- Przepraszam - odzywa się April.
- Nic się nie stało - wzruszam ramionami.
- Dość tych rozmów! Widzicie tamten las? - Dean wskazuje przed siebie i wszyscy spoglądamy w stronę. Widzę gęsto osadzone drzewa z kolorowymi liśćmi, trochę leży na ziemi. Oceniam, że sięgałyby mi do kolan. Chcę ruszyć w tamtym kierunku, czuje, że będzie tam... fajnie.
- Tak, musimy tam iść. - mówię i wszyscy przytakują. Powolnym krokiem wkraczamy w las. Myślę sobie, że muszę skręcić w prawo. Wszyscy robią to co ja, zachowują się jakoś dziwnie. Kolorowe liście leżące na ziemi spowalniają moje ruchy. Czuje jak silny wiatr leci w moją stronę. Przytrzymuje się drzewa i idę dalej. Po kilkunastu minutach wędrówki coś wciąga moją nogą w liście. Spoglądam na sojuszników - mają ten sam problem. Próbuje się wydostać z sterty szeleszczących liści, ale nie udaje mi się. Czuje jak coś wciąga mnie całkowicie, uderzam głową w coś ciężkiego i mdleje.
Budzi mnie ta sama niebieskooka, która próbowała mnie zabić. Ale to nie jej wina. Rozglądam się uważnie po otoczeniu. Ułożony jestem na stercie wygodnych roślin. Rozglądam się uważnie po otoczeniu. Wdycham świeże powietrze. Widzę kilka niskich drzew, krystalicznie czyste jeziorko, mały wodospad, jaskinie i kilka krzaków z owocami.
- Czy ktoś zginął? - pytam zaniepokojony. Mam nadzieje, że nie wybili całej areny beze mnie.
- Nikt. Spałeś jeden dzień. Mamy czwarty dzień. Jest ranek. Jutro zaczniemy polować, bo każdy oprócz mnie uderzył głową w kamień. - uśmiecha się April. Brzmi to podejrzanie, ale może to po prostu zbieg okoliczności. Trochę później blondynka daje nam wszystkim jedzenie, które szybko zjadamy. Dlaczego ten Martin i jego sojusznicy nadal żyją? Organizatorzy nie napuszczają na nich pułapek? Postanawiam, że się prześpię. Zamykam oczy i zasypiam w namiocie. *Wracam do domu. Siedzę na kolanach w krótkich spodenkach i bluzce. Jest mi zimno, a okna zamknięte. Widzę kilka pająków krążących wokół mnie. Pada deszcz. Dzwoni o szyby. Lubię, gdy siedzę w domu i pada - czuję wtedy taki spokój i ćwiczę spokojnie. Zauważam, że kryształowy żyrandol się kręci. Dziwna zielona mgiełka otacza moje ciało. Najpierw otacza moją rękę jakby chciała ją wykręcić. Potem zatacza się koło moich nóg. W końcu jestem cały otoczony przez nieprzyjemną mgłę. Nagle otoczenie się zmienia i znajduje się na łące.
- Oglądaj uważnie - rozpoznaje głos Eni. Słychać w nim zaniepokojenie.
Widzę siebie. Mrużę oczy. Czy to naprawdę ja? Na polu pojawia się również Martin. Rozpoczynam, a raczej mój klon rozpoczyna walkę. Większą część walki góruje ja, ale po chwili widzę jak sztylet ląduje w moim sercu. Patrzę na to zaskoczony.
- Musisz temu zapobiec - suknia rudowłosej majestatycznie powiewa. Dziewczyna odchodzi, a ja cały spocony się budzę. Wstaję i kieruje kroki w stronę jeziorka. Rozbieram się do slipek i wskakuje do wody. Pamiętam, że uczyłem się pływać w Akademii. Mieliśmy takie ćwiczenie, że pływaliśmy w wodzie i puszczano do zbiornika kilka sztucznych rekinów, które wyda wały się prawdziwe. Trzeba było je zabijać albo uciekać. Wykonuje kilka sztuczek, po czym cały mokry wychodzę.
- Aron? - słyszę głos sojuszniczki z Czwórki.
- Hej - uśmiecham się do niej. Siadam na ciepłej trawie i się suszę. Po godzinie jestem cały suchy. Dotykam ciepłej skóry, jest mi trochę gorąco. Spoglądam w zachmurzone niebo. Zbiera się na deszcz, więc wchodzę do środka namiotu, gdzie widzę całujących się Melanie i Deana. Bawią się w najlepsze - mnie chyba nie zauważyli.
- No, no gołąbeczki! - klaszczę w dłonie. Spoglądają na mnie lekko przestraszeni, a ja się tylko śmieję. - Spokojnie, nikomu nie powiem.
- Dzięki - Dean marszczy brwi. Pewnie nie chce, by ktoś się o tym dowiedział, ale to dobry materiał dla Kapitolu. Resztę dnia spędzam w namiocie, zjadam tylko kolacje i zasypiam. Jutro muszę mieć siłę, by zabijać.
- Dziwna ta arena - zauważa Ellie i odgarnia kosmyk rudych włosów.
- Przepraszam - odzywa się April.
- Nic się nie stało - wzruszam ramionami.
- Dość tych rozmów! Widzicie tamten las? - Dean wskazuje przed siebie i wszyscy spoglądamy w stronę. Widzę gęsto osadzone drzewa z kolorowymi liśćmi, trochę leży na ziemi. Oceniam, że sięgałyby mi do kolan. Chcę ruszyć w tamtym kierunku, czuje, że będzie tam... fajnie.
- Tak, musimy tam iść. - mówię i wszyscy przytakują. Powolnym krokiem wkraczamy w las. Myślę sobie, że muszę skręcić w prawo. Wszyscy robią to co ja, zachowują się jakoś dziwnie. Kolorowe liście leżące na ziemi spowalniają moje ruchy. Czuje jak silny wiatr leci w moją stronę. Przytrzymuje się drzewa i idę dalej. Po kilkunastu minutach wędrówki coś wciąga moją nogą w liście. Spoglądam na sojuszników - mają ten sam problem. Próbuje się wydostać z sterty szeleszczących liści, ale nie udaje mi się. Czuje jak coś wciąga mnie całkowicie, uderzam głową w coś ciężkiego i mdleje.
Budzi mnie ta sama niebieskooka, która próbowała mnie zabić. Ale to nie jej wina. Rozglądam się uważnie po otoczeniu. Ułożony jestem na stercie wygodnych roślin. Rozglądam się uważnie po otoczeniu. Wdycham świeże powietrze. Widzę kilka niskich drzew, krystalicznie czyste jeziorko, mały wodospad, jaskinie i kilka krzaków z owocami.
- Czy ktoś zginął? - pytam zaniepokojony. Mam nadzieje, że nie wybili całej areny beze mnie.
- Nikt. Spałeś jeden dzień. Mamy czwarty dzień. Jest ranek. Jutro zaczniemy polować, bo każdy oprócz mnie uderzył głową w kamień. - uśmiecha się April. Brzmi to podejrzanie, ale może to po prostu zbieg okoliczności. Trochę później blondynka daje nam wszystkim jedzenie, które szybko zjadamy. Dlaczego ten Martin i jego sojusznicy nadal żyją? Organizatorzy nie napuszczają na nich pułapek? Postanawiam, że się prześpię. Zamykam oczy i zasypiam w namiocie. *Wracam do domu. Siedzę na kolanach w krótkich spodenkach i bluzce. Jest mi zimno, a okna zamknięte. Widzę kilka pająków krążących wokół mnie. Pada deszcz. Dzwoni o szyby. Lubię, gdy siedzę w domu i pada - czuję wtedy taki spokój i ćwiczę spokojnie. Zauważam, że kryształowy żyrandol się kręci. Dziwna zielona mgiełka otacza moje ciało. Najpierw otacza moją rękę jakby chciała ją wykręcić. Potem zatacza się koło moich nóg. W końcu jestem cały otoczony przez nieprzyjemną mgłę. Nagle otoczenie się zmienia i znajduje się na łące.
- Oglądaj uważnie - rozpoznaje głos Eni. Słychać w nim zaniepokojenie.
Widzę siebie. Mrużę oczy. Czy to naprawdę ja? Na polu pojawia się również Martin. Rozpoczynam, a raczej mój klon rozpoczyna walkę. Większą część walki góruje ja, ale po chwili widzę jak sztylet ląduje w moim sercu. Patrzę na to zaskoczony.
- Musisz temu zapobiec - suknia rudowłosej majestatycznie powiewa. Dziewczyna odchodzi, a ja cały spocony się budzę. Wstaję i kieruje kroki w stronę jeziorka. Rozbieram się do slipek i wskakuje do wody. Pamiętam, że uczyłem się pływać w Akademii. Mieliśmy takie ćwiczenie, że pływaliśmy w wodzie i puszczano do zbiornika kilka sztucznych rekinów, które wyda wały się prawdziwe. Trzeba było je zabijać albo uciekać. Wykonuje kilka sztuczek, po czym cały mokry wychodzę.
- Aron? - słyszę głos sojuszniczki z Czwórki.
- Hej - uśmiecham się do niej. Siadam na ciepłej trawie i się suszę. Po godzinie jestem cały suchy. Dotykam ciepłej skóry, jest mi trochę gorąco. Spoglądam w zachmurzone niebo. Zbiera się na deszcz, więc wchodzę do środka namiotu, gdzie widzę całujących się Melanie i Deana. Bawią się w najlepsze - mnie chyba nie zauważyli.
- No, no gołąbeczki! - klaszczę w dłonie. Spoglądają na mnie lekko przestraszeni, a ja się tylko śmieję. - Spokojnie, nikomu nie powiem.
- Dzięki - Dean marszczy brwi. Pewnie nie chce, by ktoś się o tym dowiedział, ale to dobry materiał dla Kapitolu. Resztę dnia spędzam w namiocie, zjadam tylko kolacje i zasypiam. Jutro muszę mieć siłę, by zabijać.
*Perspektywa Dereka, mentora Arona i April z Dystryktu Pierwszego, zwycięzcy Dwudziestych Trzecich Igrzysk Głodowych*
Siedzę przy wielkim stole sponsorów. Patrzę na ekran i czekam aż będę mógł pomóc swoim trybutom. Nie chcę, żeby były potrzebne prezenty od sponsorów, ale nie może wyjść na to, że jestem słąbym mentorem. Biorę do ręki tygodnik Kapitolu. Na okładce widzę zdjęcie Arona i jego sojusznika, Thomasa. ''Zdaniem młodych dziewczyn z Kapitolu są najseksowniejszymi trybutami w Pierwszym Ćwierćwieczu Poskromienia''. Śmieję się cicho. Czego ten Kapitol nie wymyśli. Przekręcam strony.
''Zawodowcy działają! Zabijają przeciwników z zimną krwią i dają nam radość! Są tacy kochani!'', ''Martin z Ósmego Dystryktu trzyma się lepiej od innych trybutów. Nie dał się złapać na pułapki!'', ''Dziewczyna z Piątego Dystryktu używa umysłu, by przeżyć!'' Kończę czytać artykuły i oglądam Igrzyska dalej.
____________________________________________________________________________
Witajcie! Wiem, że nie było długo rozdziałów, ale brak czasu doskwiera. Wiem, ten jest badziewny i ma bardzo dużo błędów i jest ogólnie słaby, ale starałem się, żeby to napisać, a muszę się teraz uczyć do następnych sprawdzianów i kartkówek. Pytanie: Chcecie więcej Igrzysk Arona z perspektyw Dereka? ":D Będą one dłuższe, a w tym rozdziale były one na próbę. Pozdrawiam i weny piszącym blogi. Proszę o komy, bo jak na razie ich brak ;_: Przynajmniej nie ma za dużo...
Witajcie! Wiem, że nie było długo rozdziałów, ale brak czasu doskwiera. Wiem, ten jest badziewny i ma bardzo dużo błędów i jest ogólnie słaby, ale starałem się, żeby to napisać, a muszę się teraz uczyć do następnych sprawdzianów i kartkówek. Pytanie: Chcecie więcej Igrzysk Arona z perspektyw Dereka? ":D Będą one dłuższe, a w tym rozdziale były one na próbę. Pozdrawiam i weny piszącym blogi. Proszę o komy, bo jak na razie ich brak ;_: Przynajmniej nie ma za dużo...
PS: http://tojestwalka.blogspot.com/ - nowy rozdział - Parada Trybutów i Pierwszy Dzień Treningów. Proszę, żeby komentujący i czytający dawali linki do nowych rozdziałów w zakładce - Polecane ;D
Jeju rozbisz coraz to lepsze postey, oby tak dalej :D Nie no naprawdę super, ekstra i wgl rozdział, mistrzostwo :D
OdpowiedzUsuńPaulla K
ps. u mnie nn
Na japonki Posejdona *-* To jest super (:
OdpowiedzUsuńJeśli ten rozdział jest badziewny, to ja jestem żyrafą (a zapewniam, że nią nie jestem xd)
Co do pytania; nie mam nic przeciwko, a nawet jestem za rym, żeby były fragmenty z perspektywy Dereka (:
Super piszesz, oby tak dalej. Życzę Ci dużo weny i czasu na pisanie kolejnego rozdziału i tutaj, i na bloga z perspektywy Rue :3
Dzięki wielkie (:
Pozdrawiam
Nieoficjalna (:
*tym
Usuń+oczywiście zapomniałam xd Super wymyśliłeś tą arenę (: A ten domek... cudo. Jestem ciekawa czy coś wyniknie pomiędzy Aronem a April (:
UsuńJeszcze raz weny i czasu (;
Extra rozdział :D
OdpowiedzUsuńPięknie sobie wyobrażam tę arenę ^^
Z perspektywy mentora może być ciekawie... :)
April i Arom <3 Chciałoby się -_-
Pozdrawiam, weny życzę i czekam na next,
Spite
AAAA!!
OdpowiedzUsuńTO jest takie zajebiste *.*
Ubustwiam tego bloga! :ooo
Jezu jak ja kocham trybutkę z czwórki! <333 Szkoda, że wcześniej zabiłeś Mie bo ją też lubiłam :///
Mam nadzieje że szybko dodasz nexta bo nmg się doczekać!
Wgl pomysł na arenę świetny <3333
Jeju to było dobre *-*
OdpowiedzUsuńPisz też od perspektywy Dereka. Może być ciekawie. ;)
---
Rozumiem cię. U nas też teraz męczą sprawdzianami i kartkówkami ;-; A ja jeszcze o pasek walczę.
Czekam na kolejny rozdział :3
Pozdrawiam i weny xx
Jak znajdziesz chwilkę :D
Usuńhttp://harryjoven.blogspot.com/2014/05/rozdzia-xi-to-nie-miejsce-dla-mnie.html
Chcemy dużo Igrzysk z perspektywy Dereka! Bo w sumie często pisze się o trybutach, a zapomina się o równie ważnych mentorach.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co się dalej stanie. Trochę oburzyło mnie zachowanie Arona na śmierć Agnes, ale tacy są zawodowcy ;_;
Mam cichą nadzieję, że April okaże się zwyciężczynią tych Igrzysk.
Popracuj nad powtórzeniami.
Pozdrawiam, życzę dużo weny i zapraszam do siebie: http://revange-of-the-dead.blogspot.com/