czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział XXI - Trening, Kolejny Sen.

Jest tak jak wzeszłym roku, Kapitolińczycy chcą za wszelką cenę dotknąć wszystkich trybutów. Z kolejnego pociągu wychodzą trybuci z Drugiego Dystryktu, widzę Rose. Czuję ucisk w żołądku, nie chcę, żeby trafiła na arenę. Ale tego już nie da się odwrócić, nikt nie może się za nią zgłosić. Odwracam wzrok i idę coraz szybciej. Zatrzymujemy się pod wielkim budynkiem nazywającym się Ośrodek Szkoleniowy. To tutaj trybuci spędzą całe trzy dni przed wjazdem na arenę. Na początku w środku znajdujemy się tylko my, potem dochodzą ci z Dwójki, Trójki i Czwórki. Silver i Gordon zostawiają mnie w towarzystwie innych mentorów, żeby pogadać z innymi trybutami. Po chwili w pomieszczeniu pojawia się wysoki, rudowłosy mężczyzna, powiadamia nas o tym, żebyśmy wybrali się do apartamentów. Ja, oraz inni mentorzy prowadzimy swoich trybutów do wind. Tam tłumaczymy ich wszystko co potrzebne i klikamy przycisk Jeden. Jedziemy do naszego apartamentu, gdzie otwieram mosiężne drzwi. Trybutów już porwali ci kosmici, którzy muszą przygotować ich na dzisiejszą Paradę. Telewizor właśnie ogląda Erna! Witamy się, rozmawiamy i w końcu w telewizji pokazują rydwany. Konie z trybutami wyjeżdżają. Silver i Gordon ubrani są w czarne stroje ozdobione brylantami, ich styliści są świetni. Dwójka wygląda ładnie, są przebrani za cegły z fajnymi motywami. Trójka ma bardzo brzydki strój, bo tylko jakieś dyski ułożone na srebrnym stroje. W Czwórce trybuci wyglądają jak syreny. W Piątce i Szóstce nie widzę żadnych ciekawych rzeczy. Siódemka przebrana jest za drzewa. Ósemka, Dziewiątka, Dziesiątka nie jest warta uwagi. W Jedenastce dziewczyna to kwiatek, a chłopak sadownik. Dwunastka, górnicy. Słabi styliści w tym roku się trafili. Jedynie Zawodowcy jakoś ładnie się ubrali. Po krótkiej przemowie Snowa, trybuci wracają. Na ekranie pojawia się Doloroes Flickerman komentujący tegorocznych trybutów. My postanawiamy wyłączyć telewizje i poczekać na powrót Silver i Gordona. Długo nie czekamy, bo po chwili trybuci pojawiają się w pokoju i siadają na kanapie. Muszę z nimi omówić jutrzejszy dzień. Kieruje swój wzrok na dwójkę podopiecznych i zaczynam tłumaczyć. Dopiero teraz zauważam, że oczy Silver są koloru niebieskiego.
- Jutro odbędzie się pierwszy dzień treningów. Tam będziecie mogli związać sojusze, popisać się swoimi umiejętnościami i się podtrenować. Po pierwszym dniu będzie następny, w którym również odbędzie się Pokaz Indywidualny, organizatorzy ocenią wasze umiejętności w skali od jednego do dwunastu. Ale porozmawiajmy o pierwszym dniu. Trybuci mają się was bać, pokażcie swoje wszystkie najlepsze strony. Okej? - pytam.
- Okej! - odpowiadają chórem. 
Kieruje swoje kroki do swojego dawnego pokoju. Myję zęby, kąpie się, po czym ściągam koszulę i zasypiam w łóżku.
Następnego ranka budzi mnie brzęk budzika. Spoglądam na zegarek i widzę, że jest już ósma. O dziewiątej zaczynają się treningi! Pośpiesznie załatwiam wszystkie najpilniejsze sprawy i biegnę do salonu, gdzie widzę wychodzących trybutów.
- Zaspałeś. Oni już dawno wstali! - krzyczy Erna lekko zdenerwowana.
- Sorry, sorry, ważne, że się śpieszyłem - wzruszam ramionami i zaczynam spożywać posiłek. - Jakieś wieści? 
- Gordon wylał herbatkę na mój stół! - wygląda na przejętą i smutną. Pocieszam ją, kończę posiłek i idę się przejść po Kapitolu. Zatrzymuje się w pobliskiej knajpce, zamawiam sobie whisky, które od razu wypijam. I tak idą następne i następne. W końcu jestem tak pijany, że barman nie chce dać mi więcej wódki.
- Chłopie, masz trybutów, którymi musisz się opiekować! Wracaj do Ośrodka i idź spać, jutro musisz być wypoczęty... - jak polecił tak robię. Chwiejnym krokiem idę do budynku. Do apartamentu Jedynki docieram dopiero po trzydziestu minutach. Przez okno widzę, że niebo jest już ciemne i pada deszcz.
- Gdzie ty się podziewałeś?! Zobacz w jakim jesteś stanie! - oburza się Erna.
- Wyluzuj... Jestem w świetnym stanie! - mówię i idę do swojego pokoju. Tam rzucam się na łóżko i prawie zasypiam. Jednak nie teraz jest mi to dane. Opiekunka łapie mnie za ręce i wyprowadza z sypialni. Nie wiedziałem, że ma tyle siły. Silver i Gordon, lekko niewyspani siadają na kanapie obok mnie.
- Opowiedzcie waszemu pijanemu mentorowi o pierwszym dniu treningów. Ja idę się przespać, bo nie wytrzymam! - Erna wykonuje jakieś dziwne gesty rękoma, po czym odchodzi.
- Słucham... - ledwo mówię.
- Dzisiaj otrzymaliśmy od trybutów z Dwójki propozycje sojuszu. Oczywiście się zgłosiliśmy i razem poszliśmy zaproponować sojusz Czwórce. Oni również się zgodzili i tak oto powstał sojusz zawodowców na Dwudziestych Szóstych Igrzyskach Głodowych - Silver stara się starannie dobierać słowa.
- Urzekła mnie ta historia... - uśmiecham się sztucznie. - Co pokazaliście? Bali się was?
- Ja zastraszyłem trybuta z Piątki - Gordon jest bardzo zadowolony.
- Ja spróbowałam popisać się łukiem przed tymi bliźniakami, udało mi się - Blondynka również tak wygląda.
- No więc... Jutro drugi dzień treningów i Pokaz Indywidualny, jak już wiecie! Zastanówcie się co na nim pokażecie! Zawodowcy otrzymują od ośmiu do dziesięciu punktów! - i odchodzę nadal się lekko chwiejąc. W swojej sypialni tylko się kąpię, rozbieram się do slipek i zasypiam.
*Znowu ten sen. Niebo zamienia się w lawę, która zaczyna spadać w różne miejsca pola. Po chwili czuję jak moja ręka się topi, to lawa! Unikam innych pocisków, wskakuje do pierwszego lepszego jeziora. Na dole zauważam dziurę, więc nabieram powietrza i płynę dalej. Mam wrażenie, że tunel się nie kończy, wejście zaczyna się zasypywać, nie wiem co robić, więc tylko płynę. Siedzę tu już minutę, powoli tracę oddech. Moje powieki robią się ciężkie, opadam z sił. Pięć minut pod wodą. Staram się płynąć dalej, jednak nic z tego. Upadam. Umieram. Tracę oddech. I nagle jakaś siła pcha mnie do przodu. Ostatnie co słyszę to...* Budzę się zlany, znowu jakiś koszmar! I skończył się akurat wtedy, gdy mogłem się dowiedzieć co widziałem! Głowa mnie potwornie boli, mogłem wczoraj nie pić. Idę do łazienki, gdzie wypijam szklankę wody. Następnie wracam do pokoju, jeszcze sporo czasu do drugiego trening. Ale zapewne już dzisiaj nie zasnę. Idę do salonu. To co tam widzę, wstrząsa całym moim ciałem.
______________________________________________________________________________
Dzisiejszy rozdział jest krótki. Mam nadzieje, że następny będzie dłuższy. Jak myślicie, kto zginie jako pierwszy? I co oznacza sen Arona? Co zobaczył w salonie? :D To ostatnie już w następnym rozdziale, gdzie pojawią się również oceny z Pokazów Indywidualnych. Muszę przyśpieszyć z dodawaniem rozdziały na bloga o Rose!
http://dwudziesteszosteigrzyskaglodowe.blogspot.com/
Zapraszam do komentowania, bo mało tych komów tam ;-;

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział XX - Moi pierwsi podopieczni.

Doskonale pamiętam swoje Dożynki. Wiem, że dzisiaj zgłosi się Rose, ciekawe jak zareagowała na moją przemowę o April. Myję zęby, kąpię się, zakładam na siebie luźną bluzkę, oraz spodnie, po czym wychodzę z domu. Od czasu, gdy dowiedziałem się, że Derek i ten chłopak co mnie odwiedził to moi braci, zacząłem z nimi spędzać dużo czasu. Kiedy docieram pod Pałac Sprawiedliwości, ja i mój mentor wchodzimy na scenę i siadamy na krzesłach obok innych zwycięzców. Na scenę wchodzi zadowolona Erna. Oglądamy film z Mrocznych Dni, który w ogóle się nie zmienił i patrzymy na nią zaciekawieni.
- Witam was w tym pięknym dniu! Dzisiaj wybierzemy dwójkę dzieci w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, którzy będą mieli zaszczyt wziąć udział w Dwudziestych Szóstych Igrzyskach Głodowych - W których udział weźmie Rose, dodaję sobie w myślach. - No to zaczniemy od dziewczynek! Może znajdzie się jakaś ochotniczka! - zanurza rękę w puli pełnej nazwisk dziewcząt, wyciąga kartkę i ją odczytuje. Zaciskam zęby.
- Silver Jones!
Dziewczyna z początku lekko zaskoczona, potem pewnym krokiem wchodzi na scenę, żeby z dumą reprezentować nasz dystrykt. Kiedy tam dociera, widownia obdarowuje ją gromkimi oklaskami.
Erna podchodzi do nazwisk chłopców, jednak nie zdąża nawet wsadzić do niej ręki, gdy z wielkiej ciszy wyrywa się męski głos.
- ZGŁASZAM SIĘ NA TRYBUTA!
To Gordon, mój brat. On się zgłosił, to niemożliwe, nie może! Co będzie jak stracę i brunetkę i jego? Oddycham głęboko, po czym wydycham wcześniej nabrane powietrze. To zawsze mnie uspokaja. Chłopak wchodzi na scenę, przedstawia się i cieszy się z oklasków.
Strażnicy Pokoju już prowadzą mnie do pociągu. Dziwię się, dlaczego Derek nie idzie z nami? Nie jest już mentorem? Sam nie dam rady ich wytrenować! Pojazd nie zmienił się od mojego wyjazdu z Jedynki do Kapitolu po Dożynkach. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Gordon się zgłosił, jeśli zginie nie wybaczę sobie tego! Dostaje kilka wskazówek od jakichś ludzi, po czym siadam przy zastawionym stole. Po chwili do pokoju wchodzą trybuci, którymi będę się opiekował. Silver wita się grzecznie, po czym siada naprzeciwko mnie. Podchodzę do Gordona i wrzeszczę.
- Dlaczego się zgłosiłeś?! 
- Chciałem być taki jak ty. Rok temu byłeś ochotnikiem, teraz jestem ja.
Oddycham spokojnie, po czym przemawiam już ciszej.
- Chcecie obejrzeć Dożynki z innych dystryktów?
Moi podopieczni przytakują, więc siadamy na kanapie, włączamy telewizor i zaczynamy oglądać. Najpierw pokazują nasz dystrykt. Pierwsza Silver, potem mój brata. Po tym wydarzeniu kamery są skierowane na mnie! Czyżby się domyślali, że jestem jego bratem?  W Dwójce ochotniczką jest Rose. Czuję ukłucie w sercu, naprawdę to zrobiła, została trybutką! Trybutem reprezentującym Dystrykt Drugi jest Dave Blaze, ciemny blondyn, ochotnik. W Trójce padło na zwykłego osiłka i jakąś anorektyczkę. W Czwórce ochotnikiem jest Oscar Bein, a trybutką, dziewczyna o jasnopomarańczowych włosach i kolczykiem. W Piątym i Szóstym Dystrykcie konkurencji nie ma żadnej, trybuci zginą na samym początku. Ale, kto wie, może będą tak inteligentni jak Lisa z Piątego na moich Igrzyskach. W Siódemce wylosowano Katlyn Goldenmayer, wysoką brunetkę o ciemnym kolorze oczów, oraz Charliego Hendersona, niskiego, dwunastoletniego blondyna. Pamiętam tego co popełnił samobójstwo podczas moich treningów. Ósemka, Dziewiątka i Dziesiątka to nic ważnego. Ojej, co za wstyd, Ósemka nie ma już nikogo podobnego do Martina. Robbie Stewart, oraz Cara Stewart to wysocy bliźniacy z Jedenastego Dystryktu. W Dwunastce nie ma nic ciekawego. No cóż... konkurencji jest mało, ale moi podopieczni powinni uważać.
- Co myślicie o tegorocznych trybutach? - pytam.
- Uważam, że mamy duże szanse na wygraną. Atakuje na dystans z łuku. - uśmiecha się Silver. Przypomina mi April, ona też posługiwała się łukiem. Moja podopieczna jest ładna, mogę jej to przyznać, ale nie wygląda na taką, która umie walczyć wręcz. Po kilku minutach rozmowy postanawiam zapytać o coś ważniejszego.
- Macie jakąś taktykę? 
- Wydaje mi się, że najlepiej będzie związać się z innymi zawodowcami. Nasze szanse na zwycięstwo będą jeszcze większe - Głos Silver bije dumą. Wydaje się być taką nieśmiałą dziewczyną nieumiejącą się bić. 
- Zgadzam się z jej pomysłem - Głos Gordona rozchodzi się po wagonie. Spoglądam na niego pełnym pogardy wzrokiem, zgłosił się i będę musiał martwić się o dwie ważne dla mnie osoby. Rose i on.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No, więc napisałem nowy rozdział! Przepraszam, że taki krótki i mało w nim akcji, ale to tylko Dożynki, więc nie wiedziałem co tu więcej napisać! Poza tym rozdział mi się nawet podoba! Co myślicie o tegorocznych trybutach? Zapraszam też na bloga z perspektywy Rose!
http://dwudziesteszosteigrzyskaglodowe.blogspot.com/
Jest tam dopiero jeden rozdział i liczę na komentarze! Zobaczycie tam też wizerunki niektórych trybutów!

środa, 16 lipca 2014

Rozdział XIX - Tournee Zwycięzców, Bracia.

Następne tygodnie spędzone z dziewczyną mijały świetnie! Nie brakowało spędzonych ze sobą nocy, zabawnych rozmów i tym podobnych. Wiem, jednak, że będę musiał się z nią rozstać, niedługo odbędzie się Tournee Zwycięzców, będę musiał pouczyć się zdań, które powiem o zmarłych na arenie Pierwszego Ćwierćwiecza Poskromienia. Mało obchodzi mnie to, jak rodziny zareagują na moją wizytę, teraz myślę tylko o Rose. I oczywiście o Igrzyskach, ale nie w sposób negatywny. Znowu zaczyna mi się to podobać, nie wiem co jest gorsze. Jestem jakiś nienormalny? Może, gdybym wychował się w jakimś biedniejszym dystrykcie rozumiałbym co Igrzyska robią z ludźmi? Trochę żałuje tego, że zabiłem tylu niewinnych, ale w końcu nie mogę się zawsze maziać w tym błocie, nie mogę obawiać się śmierci kolejnych osób.
- Aron? - melodyjny głos dziewczyny wyrywa mnie z zamyślenia. Uśmiecham się do niej i patrzę głęboko w oczy, są piękne! Gdy tak na nią patrzę czuję motyle w brzuchu! Chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Niestety to niemożliwe. Już jutro wracam do Jedynki, będę musiał przygotowywać się na spotkania. Może podczas przemówienia w Dwójce spotkam brunetkę i znajdziemy okazje, żeby chwilę porozmawiać. Wzdrygam się i pakuje ostatnie rzeczy do walizki, pociąg odjeżdża jutro o szóstej!
- Kocham cię i nie chcę się z tobą rozstawać - w oczach Rose pojawiają się łzy. Spływają po jej policzkach na miękką poduszkę. Przytulam ją mocno i całuje w czoło.
- Ja ciebie też kocham... - mówię i zamykam oczy. Oboje zasypiamy, brunetka w moich objęciach.
Rano budzi mnie dźwięk budzika. Od razu robi mi się smutno, bo wiem, że dzisiaj jest dzień naszego rozstania. Nie mogę się z tym pogodzić, nie mogę jej zostawić! A co jeśli jej się coś stanie? Co jeśli ten jej były chłopak wróci i znowu ją uderzy? Mam ochotę wziąć oszczep z areny i go zabić, tak dla pewności. Budzę dziewczynę, powoli rozumie o co chodzi. Przytulam ją mocno, po czym idę pod zimny prysznic. Wspólnie przygotowujemy jedzenie, które również razem zjadamy.
- No cóż... ja już muszę iść - krzywię się zakładając kurtkę i biorąc walizki. - Do zobaczenia w Dwójce. Obiecaj, że będziesz pod sceną, gdy będę przemawiał... - mówię cicho.
- Obiecuje - potwierdza dziewczyna i nasze usta złączają się w namiętnym pocałunku. Chciałbym, żeby to trwało wiecznie, jednak to niemożliwe. Otwieram drzwi i zbiegam po schodach, zapłaciłem dziewczynie za kilka dni pobytu w hotelu, ona musi zostać tutaj jeszcze trochę.
W pociągu włóczę się bez celu, nie mam co robić, czekam aż dojedziemy do Jedynki i będę mógł przygotować się do tych głupich, niepotrzebnych przemów. Chcę szybko zakończyć Dwudzieste Szóste Igrzyska, mam nadzieje, że Rose do mnie wróci, jest dla mnie bardzo ważna, jednak nie mogę zapominać o tym, że będę opiekować się swoimi trybutami. Nie mogą posądzić mnie o złe mentorowanie... W nocy pociąg zatrzymuje się przed krajobrazem Pierwszego Dystryktu, wychodzę z pełnymi bagażami i powoli wracam do swojego domu w Wiosce Zwycięzców. Dom nie zmienił się od czasu mojego wyjazdu, z lekkim uśmiechem na twarzy wchodzę do środka i rzucam się w ubraniach na łóżko. Pragnę o tym wszystkim zapomnieć!
- Wstawaj! - słyszę skrzekliwy głos Erny. Mozolnie przecieram oczy i wstaję z miejsca. Witam się z opiekunką, po czym ruszam do łazienki, gdzie załatwiam wszystkie najpilniejsze sprawy i wracam do jadalni. Tam jest już Derek, oraz moja stylistka. Wszyscy ze sobą rozmawiamy, żartujemy i śmiejemy się. Następnie nadchodzi mniej przyjemna chwila, czyli nauka przemów. Muszę tego wszystkiego nauczyć się na pamięć, żeby nie zrobić sobie wstydu. Cały czas błądzę myślami po Rose. Jej oczy, uśmiech, włosy, jest śliczna! Nie chcę widzieć jej na arenie, mam nadzieje, że ona tylko udawała. Może się rozmyśliła i nie zgłosi się na trybuta.
- Już dzisiaj wyjeżdżamy do Dwunastego Dystryktu! Pamiętaj o kartkach! Mam nadzieje, że wszystko pamiętasz! - Dwunasty Dystrykt. Agnes. Chłopak, którego zabiłem. Skomentowałem śmierć Agnes bardzo brzydko! Szkoda mi ich, ale to arena, mogli uważać na wszelkie niebezpieczeństwa! Nie lubię osób z Jedenastki, oni byli dosyć silni, a dziewczyna zabiła sporo osób. Chłopak rzucił toporem w Deana...Dean był nawet fajny, ale chyba najsłabszy z naszego sojuszu. Mam tylko nadzieje, że nie znienawidzą mnie za to, że zabiłem ich dzieci, swoich sojuszników. Wszyscy mieli wielkie szanse na wygraną, okazało się, że ja miałem większe i wygrałem. Nic na to nie poradzę, chciałbym, żeby stali na moim miejscu, byli szczęśliwi ze swoimi rodzinami. To niemożliwe! Moja niechęć do Igrzysk znowu wraca!
- Gotowi? - pyta Erna. Nawet nie pakuje rzeczy, mam wszystko co potrzebne, biorę walizki i wszyscy ruszamy do pociągu wcześniej zamykając drzwi do mieszkania. Tutaj, w Wiosce Zwycięzców strażnicy pilnują wejść, więc nie mam co się martwić, że ktoś mi co ukradnie. Kiedy jesteśmy w pojeździe, on od razu rusza po torach, turlamy się po podłodze. Mam czas, żeby porozmawiać z Derekiem, muszę mu podziękować. Idziemy do mojego przedziału i siadamy na czerwonych fotelach.
- Słuchaj... dzięki za to, że utrzymałeś mnie przy życiu - zaczynam niepewnie.
- Spoko - uśmiecha się. - Chciałem z tobą porozmawiać na temat... - na jego twarzy pojawia się chytry uśmieszek przypominający ten kiedy ja byłem na arenie. - Twojej dziewczyny. Widziałem cię z jakąś w Kapitolu, opowiesz mi o niej trochę? Nie, żebym na nią czyhał, czy coś tylko tak z ciekawości pytam. - Opowiadam mu o brunetce, potem przechodzę na mniej ciekawy temat, o Igrzyskach.
- Derek, jak się czułeś podczas twojego Tournee? Jak zareagowały na ciebie rodziny trybutów, których zabiłeś?
- Emm...właśnie tego się obawiałem, bo te rodziny były bardzo zapłakane, a mieszkańcy chcieli mnie zabić. Ale poza tym nic strasznego - obnaża swoje białe zęby. Nie boję się, ale jeżeli mnie będą chcieli zabić? Nie wiedziałem, że ludzie z Dystryktów są tak brutalni. Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym odchodzimy w własne strony i zasypiamy w swoich sypialniach wcześniej załatwiając wszystkie najpilniejsze sprawy. *Dwudziestu Trzech Trybutów idzie w moją stronę. Wszyscy mają rany w takim miejscu, które załatwiło ich śmierć. Zalani są szkarłatną krwią, stoję w miejscu jakby coś mnie w nie wryło. Rozglądam się dookoła. Jestem przy Rogu Obfitości, w ręku trzymam dwa oszczepy, oraz miecz. Boję się, że znowu będę musiał ich zabić, boję się, że to wszystko się powtórzy, boję się... Jedna para rąk dosięga mnie i ciągnie w swoją stronę, zamachuje się i odcinam zgniłe dłonie. Padają z pluskiem... zaraz... Czuję ciepłą wodę, sięga mi do kolan, próbuje wyjść, ale błoto mnie spowalnia. Poziom błękitnej cieczy unosi się do góry, próbuje płynąć, ale nie mogę oderwać nóg od błota. Wzdrygam się, z tego błota zaczynają wystawać następne dłonie, wszyscy próbują wciągnąć mnie do piachu, ale znowu otoczenie się zmienia. Ogień, wszystko wokół mnie płonie, ja również. Moja skóra zaczyna odpadać, czuję ogromny ból i widzę, jak z nieba spadają tony soli. Sączą się na moje rany, wszystko mnie tak boli, że powoli nie wytrzymuje. Upadam na kolana, ogień ich dosięga, nogawki spodni zapalają się, szybko dociera do głowy. Płonę. Umieram. Cierpię. Płonę. Umieram. Cierpię. Ginę. Płonę. Umiera. Cierpię. GINĘ!* Budzę się przerażony, ten sen był straszny! Nie chcę już przez niego przeżywać, mam nadzieje, że szybko da mi spokój i będę mógł spać spokojnie. Zlany potem kieruje swoje kroki do łazienki, myję twarz zimną wodą, po czym wracam do łóżka. Spoglądam na zegarek. Ósma. Wyglądam przez okno i widzę budynki Dwunastki. Jest tutaj strasznie brzydka, ziemia udeptana, zero chodników, ładnych budynków. To miejsce jest niczym w porównaniu z Jedynkę. Jak Agnes mogła tu wytrzymać? Wzruszam ramionami i załatwiam wszystkie najpotrzebniejsze sprawy. Mam ochotę spać cały dzień i nic nie robić. Niebo jest zachmurzone, pada deszcz, idealna pogoda na przemowę! Ech... Zjadam potrawkę z kurczaka, taką samą jaka była w Kapitolu i obserwuje włóczących się po pociągu towarzyszy. Erna przepytuje mnie jeszcze z kartek, wszystko pamiętam, więc już po chwili mam spokój. Zakładam kaptur na głowę i wchodzimy do poniszczonego Pałacu Sprawiedliwości, widownia zbiera się tuż przed sceną. Ciekawe jak oni wyglądają. Musza być chudzi i biedni... Po chwili wychodzę na zewnątrz, dach chroni mnie przed deszczem, więc ściągam z siebie bluzę i jestem w pełnym garniturze. Tak jak myślałem, mieszkańcy są wychudzeni i smutni. Rodziny zmarłych patrzą na mnie z żalem w oczach. Przypominam sobie całą przemowę i zaczynam mówić.
- Witam w tym ponurym dniu. Najpierw zacznę od Agnes, mojej silnej sojuszniczki. Była bardzo silna i waleczna, zdziwił mnie jej zasób umiejętności, to naprawdę rzadkość w Dystrykcie Dwunastym. Dostała nawet sporo punktów z Pokazu Indywidualnego, zasłużyła na to. Jednak nie zasłużyła na śmierć w tak młodym wieku. Bardzo mi przykro z powodu jej śmierci, była wspaniałą sojuszniczką. Trybuta z tego dystryktu... sam zabiłem. Przykro mi, ale nawet nie wiem jak miał na imię i tak naprawdę był jedną z moich pierwszych ofiar, uważałem go za zwierzynę. Przepraszam za to jego rodzinę. Na pewno był bardzo inteligentny i miły, szkoda, że tak szybko zginął. Bardzo dziękuje za wysłuchanie. - Przemowa nie jest jakaś super długa, ale tyle wystarczy. Wracam do białego budynku i przyglądam się zadowolonym twarzą towarzyszów.
- No, no! Mnie w Dwunastce chcieli zabić od razu... - śmieje się Derek. - Prawdopodobnie w Jedenastce będziesz miał gorzej.
- Derek! - prycha Erna. To wcale mnie nie pociesza, ale trochę rozwesela. Największa akcja prawdopodobnie będzie w Ósemce, Martin był moim największym wrogiem znajdującym się na arenie Dwudziestych Piątych Igrzysk Głodowych. Wracamy do pociągu, nie mam ochoty szwendać się po tym brzydkim miejscu, sprawia, że na mojej twarzy pojawia się smutek.
- Poszło ci bardzo dobrze! - wykrzykują wszyscy kiedy znajdujemy się w pociągu.
- Jedenastka jest bardzo blisko Dwunastki. Jeśli dobrze pójdzie dojedziemy tam jeszcze dzisiaj, a co za tym idzie? Szybszy koniec Tournee! - mówi Erna. To lekko mnie pociesza, chce to już skończyć, mam nadzieje, że będę mógł zostać w Dwójce trochę dłużej. Chcę porozmawiać tam z Rose, bardzo za nią tęsknie choć nie widziałem jej dopiero trochę czasu. Jednak dla mnie jest to jak wieczność. Uczę się na pamięć przemowy z Jedenastki, właściwie tylko powtarzam, bo już się nauczyłem. Wychodzimy na zewnątrz. Ten dystrykty jest o wiele ładniejszy! Pachnie tu świeżymi owocami, wieje lekki wiaterek, a ludzie są spokojni, ale i uśmiechnięci. Wychodzimy na Pałac Sprawiedliwości i zaczynam swoją przemowę.
- Whitney zabiła moich dwóch silnych sojuszników. To pokazało jaka ona jest silna i odważna. Przyznam, że nadal czuję d niej niechęć, ale po prostu wkurzyło mnie to, że zabiła moich sojuszników. Gdyby nie zginęła tak szybko na pewno byłaby jeszcze większą gwiazdą. - Jej rodzice ubrani są na bogato, jednak płaczą. Zwracam się do rodziny Kasandra. - Kasandro był jednym z moich najgroźniejszych przeciwników. Trzymał sojusz z Martinem i Marciem. Był silny i waleczny i wiem, że możecie czuć do mnie niechęć, bo to ja go zabiłem, ale on zabił mojego sojusznika. Jednak pokazał jaki jest silny wychodząc sam na pole bitwy. Sojusznicy go zostawili.
Kończę szybko i wracamy do pociągu. Szybko wchodzimy do pociągu, jestem zmęczony tym wszystkim. Nie chcę wygłaszać mów o ludziach, których zabiłem. Przecież to było umyślne, zrobiłbym to nawet, gdyby nie zabili moich sojuszników.
- Nadal dobrze zareagowali?! - wrzeszczy zaskoczony Derek. - We mnie to już rzucali butelkami!
On zachowuje się jakoś dziwnie. To ma mi chyba poprawić humor... Dzień dobiega końca, więc tylko się kapię, zjadam kolacje i zasypiam.
Następnego ranka jestem już w Dziesiątce, gdzie nie dzieje się nic ciekawego. Jest tutaj mnóstwo farm, smutnych ludzi. Przypominam sobie, że ich trybuci zginęli przy Rogu Obfitości. Kiedy stoję na betonowej scenie, wszyscy się na mnie dziwnie patrzą. Rodzice otyłego Dania z sylwetki są podobni do niego.
- Danio był potężny, zabawny, ale zginął już przy Rogu Obfitości. Naprawdę mi przykro, że tak się stało... A trybutka z tego dystryktu, Tiffany na pewno była silna. Nie rzucała mi się w oczy, jednak naprawdę mi przykro.
I znowu powrót. Tym razem dojeżdżamy do Dziewiątego Dystryktu. Derek chyba dał sobie spokój z mówieniem, że mnie jeszcze nie pobili, bo nie usłyszałem jeszcze ani słówka o tym. Na scenie ludzie są bardzo zadowoleni, cieszą się, że zginęli obywatele ich Dystryktu?
- Trybuci z tego dystryktu byli bardzo waleczni i silni. Daria Trynkiewicz wierzyła w szatana, szkoda, że on jej nie pomógł przetrwać. Ale wierzę, że znajduje się w piekle i popija z nim herbatkę - Na twarzach jej rodziców pojawiają się uśmiechy. Oni chyba też w niego wierzą. - Juliet... No cóż... widzę, że jego rodziny są bardzo zadowoleni z tego, że ich syn, córka zginął. No więc do zobaczenia! - i wracamy do pociągu, żeby pojechać do Ósemki, Dystryktu Martina. Dojeżdżamy tam około ósmej wieczorem. Miejsce to jest brzydkie, mieści się tutaj wiele fabryk włókiennictwa. Kiedy wchodzę na scenę, zaczynają obrzucać mnie przekleństwami i rzucać czymś. Chwytam pierwszą lepszą butelkę po wódce, zamachuje się i uderzam nią w nogę jednego z facetów, który mnie rzucił. Następnie uderzam drugą w następnego chłopaka. Rzucam jeszcze kilkoma, po czym Strażnicy Pokoju zabierają mnie stamtąd i od razu wracamy do pociągu. Na szczęście udało mi się trafić w niektórych ludzi.
- Coś ty sobie myślał?! - wrzeszczy Erna.
- Kobieto, oni chcieli go zabić! - Derek jest wyraźnie wkurzony. - ZABIĆ! DOBRZE, ŻE SIĘ BRONIŁ!
I nagle zauważam szkoło lekko wbite w moją rękę. Erna szybko wzywa lekarzy(to było kompletnie niepotrzebne, bo mogłem to wyrwać sam), którzy mi je wyrywają. Później wszyscy powiadamiają mnie, że przemowa w Ósmym Dystrykcie zostaje odwołana.
Na następny dzień jesteśmy w Siódmym Dystrykcie. Jest tutaj mnóstwo drzew, oraz lasów. Przypomina mi to trochę arenę, las znajdujący się za Rogiem Obfitości.
- Allie Patel i Michael Jackson byli bardzo dobrymi ludźmi. Przykro mi, że musieli tak szybko zginąć, naprawdę. Nie wiem, dlaczego dziewczyna z tego dystryktu trafiła na arenę, wyglądała na taką, która nie może... Naprawdę mi przykro... - mówię jeszcze kilka rzeczy i odchodzimy. Niedługo odwiedzę dystrykty moich sojuszników, ciekawe jak oni zareagują. Mam nadzieje, że dobrze.
Żeby być na scenie w Szóstce, musimy przejechać przez morze kilkoma motorówkami. Dla Dereka i dla mnie to świetna zabawa, jednak Erna bardzo się boi. Na scenie jestem trochę mokry, a wszyscy wyglądają jakby byli w wielkiej żałobie. Biorę głęboki wdech, wydycham wcześniej nabrane powietrze i zaczynam.
- Idaria i Darius. Nie znałem ich tak jak większości trybutów, ale bardzo mi przykro, że zginęli. Darius... no, pobiłem go z kolegami i bardzo mi przykro, ale on się we mnie podkochiwał! Idaria była bardzo sympatyczna. - Podobnie jak w Siódemce, dodaję kilka słów i wracamy do pociągu. Jeszcze trochę i będziemy w Piątym Dystrykcie. Przypominam sobie o prośbie Ellie, postaram się znaleźć jej siostrę i jej to powiedzieć.
Piątka jest średniej wielkości. Co chwilę widzę słupy elektryczne, elektrownie i ludzi wyglądających na bardzo inteligentnych. Scena jest drewniana, domy są całkiem bogate, ale może to, dlatego, że jest tutaj mało dzieci.
- Witam! Lisa była jedną z najinteligentniejszych trybutów, jeśli nie była najinteligentniejsza. Wiem, że to ja ją zabiłem, miała wielkie szanse na wygraną. Zadziwiał mnie jej spryt i jej cechy charakteru. Pomyślałem, że będzie jedną z tych, którzy zginą przy Rogu Obfitości, a tu proszę. Dotarła do finału! Natomiast Andrew... był moją pierwszą ofiarą. Zginął z mojej ręki, go pierwszego zabiłem. I to w tak brutalny sposób! Przepraszam i dziękuje za wysłuchanie. - I wracamy do pociągu. Następny cel to Czwarty Dystrykt, nie mogę się doczekać aż tam dojedziemy. Najbardziej, jednak liczę na Dwójkę, obiecała mi, że będzie tam na mnie czekać.
Tak jak myślałem, Czwórka jest bardzo ładnym dystryktem. Piękne morza, piasek, domki! Jest tutaj też Akademia, która ma za zadanie szkolić członków do udziału w Igrzyskach. Młodzi patrzą na mnie zdziwieni, a starsi lekko zawiedzeni. Na betonowej scenie po moich obu stronach stoją Strażnicy Pokoju.
- Ellie i Dean, oni byli moimi sojusznikami na arenie. Dean praktycznie zginął przeze mnie, bo, gdybym się nie schylił... kto wie może stałby tutaj i przemawiał. Wykazał się wielką odwagą i determinacją, bardzo szkoda, że zginął. Na szczęście zdążyłem go pomścić i zabiłem tego drania, który go zakopał! Natomiast Ellie. Ona była moją przyjaciółką, była świetna! Silna, ładna, inteligentna. Sam ją zabiłem, przed śmiercią poprosiła mnie o coś, co dzisiaj wykonam. Ale to po przemowie. Szkoda, że musiałem walczyć ze swoimi sojusznikami... - po skończonej przemowie, proszę Dereka o czas. Ludzie się rozchodzą, ja natomiast podbiegam do siostry Ellie. Jest bardzo podobna do sojuszniczki. Ma rude włosy, łagodny wyraz twarzy.
- Hej. Twoja siostra prosiła mnie o coś - zaczynam niepewnie.
- O co? - jest lekko zdenerwowana. - Powiedziała, żebym ci powiedział, żebyś nigdy nie zgłaszała się na Igrzyska, bo to cholernie głupie. Weź to sobie do serca, ona na pewno chciałaby tego... - odwracam się, siostra Ellie mnie przytula.
- Dziękuje. Że ją obroniłeś. Że mi to przekazałeś. - na mój garnitur spadają łzy dziewczyny. Po chwili musimy wracać do pociągu, więc się z nią żegnam i wracamy.
Trójka nie jest zbyt ładna. Ludzie tutaj nie przepadają za mną. Na scenie zaczynam przemawiać, a oni wyglądają jakby nawet tego nie słuchali.
- Marco był jednym z moich największych wrogów. Wykazał się wielką odwagą i inteligencją, jednak zginął z moich rąk. Mia była bardzo ładna, przez chwilę mieliśmy sojusz, jednakże szybko zabiły ją piranię... Myślę, że była bardzo odważna, oraz inteligentna. Nie dostała słabej oceny z Pokazu Indywidualnego, trochę pożyła. Mam nadzieje, że obje spoczywają w pokoju.- dodaje kilka słów i wracamy. Cieszę się, gdyż niedługo zobaczę Rose, moją Rose.
W samym sercu Dwójki znajduje się wielka góra z wejściami. Po wejściu na scenę od razu wypatruje brunetki, chcę się z nią jak najszybciej zobaczyć. Trochę dalej od nas znajduje się Akademia.
- Witam. Melanie i Thomas byli bardzo silni i inteligentni. Byliśmy razem w sojuszu i nie żałuje tego. Przykro mi, że zginęli, a ja sam musiałem zabić Melanie. Oboje byli godnymi uwagi przeciwnikami, dużo trybutów obawiało się walki z nimi. Myślę, że byliśmy przyjaciółmi. Szkoda, że musieli zginąć tak młodo, uważałem ich za silnych przeciwników i nadal uważam. Pewnie tam na górze jest im lepiej! - i schodzę ze sceny. Derek pozwala mi się przespacerować.
- Wróć do pociągu po północy - puszcza oko. Uśmiecham się i odszukuje wzrokiem Rose, stoi w tłumie jak zamurowana. Biegnie do mnie, rzuca się i po chwili nasze usta złączają się w namiętnym pocałunku.
- Tęskniłam - mówi.
- Ja też...
Do wieczora chodzimy, zwiedzamy, rozmawiamy, śmiejemy się i inne tego typu rzeczy. Cieszę się, że znowu ją widzę, jest świetna! Po chwili siadamy na jednej z ławek, wiatr jest średni, widzę kilka krzaczków z czerwonymi owocami.
- Rose, nie zgłaszaj się na trybuta, proszę - odzywam się błagalnym tonem.
- Aron... już postanowiłam. Wrócę do ciebie! - uśmiecha się. Kręcę głową i wstaję z miejsca.
- Gdzie idziesz? - Rose jest zaniepokojona.
- Do pociągu. Cześć - całuje ją lekko w usta i wracam do pojazdu. Jestem wkurzony, moi wszyscy sojusznicy byli pewni, że wygrają. A co się stało? Nie wrócili.
Na reszcie jestem w Jedynce. Pewnym krokiem wchodzę na scenę i zaczynam mówić o April.
- April to moja była dziewczyna. Wiem, że była bardzo inteligentna, zwinna i silna. Podczas, gdy my chowaliśmy się na drzewach ona wybijała króliki. Sami widzieliście moją reakcje po zabiciu blondynki, kochałem ją choć nie miałem odwagi jej tego powiedzieć. Teraz jest już za późno, nie usłyszy tego. Nadal o niej myślę, szkoda, że zginęła. Chciałbym, żeby stała tutaj! A ja zwyciężyłem. Cieszę się z tego powodu... - dodaje kilka słów o blondynce i schodzę ze sceny.
Rose może być zazdrosna, skoro chce się zgłosić na trybutkę, nie możemy być razem. W końcu ja muszę opiekować się swoimi trybutami! 
Po powrocie do domu odwiedza mnie Derek, moja matka, ojciec i jakiś brunet podobny do mnie, oraz Dereka. Mam ochotę przywalić ojcu, co tu się dzieje?
- Dowiedziałem się... On to... NASZ BRAT! JA JESTEM TWOIM BRATEM, ON JEST NASZYM BRATEM! - Moja pierwsza reakcje po usłyszeniu Dereka? To jakiś wariat? Ja mam jednego brata, tego co wygrał w Igrzyskach Głodowych! I wtedy wręczają mi dokumenty. To co widzę jest... dziwne, zaskakujące. Derek i ten chłopak to moi bracia!
- Dlaczego nic nie mówiliście, dlaczego?! - syczę przez zaciśnięte zęby. Z tego co opowiadają rodzice żaden z nas nie wiedział, że jesteśmy braćmi. A ten co zwyciężył... zginął! Nawet mnie o tym nie powiadomili! Wszyscy się rozchodzimy, muszę to sam przemyśleć.
_________________________________________________________________________________
Wydaje mi się, że ten rozdział jest trochę dłuższy od poprzednich. Już w następnym będą Dożynki! Nie chciałem Was zanudzać niepotrzebnymi rzeczami, więc trochę przyśpieszyłem to wszystko!


sobota, 12 lipca 2014

Rozdział XVIII - Mieszane uczucia.

Oboje osuwamy się na miękkie łóżko. Teraz ja góruje nad brunetką, nasze usta złączają się w namiętnym pocałunku. Po chwili on staje się gwałtowny, pełen energii i namiętności. Nie obchodzi mnie to, że prawie jej nie znam. Nagle słyszę głos w głowie, który ostrzega, że to co robię jest niewybaczalną głupotą. Ale jest już za późno, czuje pragnienie seksu, chcę, żeby nasze ciała złączyły się. Dziewczyna wsuwa ręce pod moją koszulkę i zaciska palce na mojej gołej klatce piersiowej, sprawia mi tak wielką rozkosz, że mimo woli mruczę. Nim się obejrzę jesteśmy cali nadzy, całujemy się i w następnej chwili jestem w niej, stajemy się jednością.
Promienie słońca padają przez otwarte na oścież okno. Dopiero teraz przypominam sobie to co zaszło zeszłej nocy, w łazience myję twarz zimną wodą, to mnie trochę odpręża i przywraca do normalnego świata. Po załatwieniu najpilniejszych spraw idę do salonu, gdzie na kanapie śpi Rose. Wygląda tak słodko. Skoro tutaj śpi to musiała wstać wcześniej niż ja. Na pewno jest wkurzona... Robię śniadanie, włączam telewizor i oglądam jakieś Igrzyska. Rozpoznaje, że to Igrzyska Dereka, mojego mentora! Właśnie! Dawno się z nim nie widziałem! Po powrocie do Dystryktu od razu go odwiedzę, muszę mu podziękować za utrzymanie mnie przy życiu, w końcu starał się jak mógł, wysłał leki, żeby April nas ocaliła. Na wspomnienie o blondynce robi mi się dziwnie smutno. Muszę się wziąć w garść, nie mogę myśleć o zmarłych, to jest głupie, ona nie wróci! Zabiłem ją! Z zimną krwią! Gdyby nie ja miałaby szanse na wygraną! Dlaczego nie pozwoliłem się zabić?! Zakładam bluzę z kapturem, zostawiam kartkę na stole, w której informuje, że idę na krótki spacer. Na dworze jest dosyć zimno, krople deszczu spadają na równe ulice Kapitolu, nawet nie wiem, która godzina. Siadam na tej samej ławce, na której poznałem Rose. Wykorzystałem ją. Jestem głupim dupkiem, chyba już nigdy się nie zmienię. To nie był mój pierwszy raz, pierwszy przeżyłem jako szesnastolatek... Ale ten seks był najlepszy jaki miałem, chyba się zakochałem. Jestem tym samym Aronem bez uczuć, tym, który trafił na arenę, zawodowcem. Zawodowcem, który zabił swoich przyjaciół, przeze mnie wiele rodzin straciło swoje dzieci, dla mnie już nie ma ratunku. Chcę uwolnić się z tego nędznego świata! Szybkim krokiem ruszam do hotelu, Rose już wstała.
- Cześć - mówię niepewnie. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna się uśmiecha, jest śliczna!
- Aron... jeśli chodzi o wczoraj... przepraszam. - Dziewczyna jest zawstydzona. Uśmiecham się, czyli nie jest wkurzona? Może, jednak mam u niej szanse... I znowu nasze usta złączają się, czuję przypływ energii, mam ochotę znowu to z nią zrobić. Może brzydko tak mówić, ale fajnie, że ona zerwała ze swoim chłopakiem, mam większe szansy, ona jest świetna!
- Mam ochotę się gdzieś przejść... Wyjdziemy na zewnątrz? - Brunetka patrzy na mnie błagalnie. Przytakuje i ponownie nakładam na siebie bluzę z kapturem.
Ulice są coraz bardziej ruchome, idziemy przed siebie. Wchodzimy do jednej z kawiarni. Rozmawiamy, żartujemy sobie, bardzo przyjemnie nam się gada. To mogłoby trwać wiecznie, jestem z nią szczęśliwy, pierwszy raz czuję się tak przy dziewczynie, nawet April tak na mnie nie działała. Teraz muszę myśleć tylko o Rose, nie jestem pewny co do uczuć, które do niej żywię. Ale ona sprawia, że czuję się świetnie!
Na zewnątrz jest coraz zimniej, więc postanawiamy wrócić do domu. Nagle podchodzi do nas jakiś chłopak. Ma długie czarne włosy, wygląda dosyć dziwnie. Rose otwiera usta, wygląda na przerażoną.
- Kim on jest? - pytam po chwili.
- Jej byłym chłopakiem. Widzę, że szybko znalazła sobie nowego. - w tej chwili spogląda na mnie. - Dziwka. Pieprzyłaś się z nim? Ze mną nie chciałaś...
Wkurzam się, przesadza!
- Odwal się Mark, zerwaliśmy! - syczy przez zaciśnięte zęby dziewczyna. Chłopak zamachuje się i uderza ją twarz. Szybko reaguje i rzucam się na niego, uderzam go pięścią w głowę. Od czasu wygranej, wygrana i umiejętności przydają mi się po raz pierwszy. Po chwili mój przeciwnik ucieka, jest dosyć słaby jak na obywatela Dwójki...
- Nic ci nie jest? - patrzę pytająco na brunetkę. Kręci głową na nie, po czym się do mnie przytula. Już nikt jej nie skrzywdzi, dopilnuje tego. Czuję jak łzy spływają na moją koszulkę, Rose lekko szlocha, ona musi tęsknić za tym całym Markiem... Rozumiem ją, ja tęsknię za April...
Muszę o niej zapomnieć, nie mogę myśleć o April, obiecuje to sobie. Teraz liczy się tylko Rose... Muszę... Ale nie wiem czy ją kocham. Jest świetną dziewczyną, ładną, inteligentną... Ja jestem głupim chłopakiem, który zgłosił się na Igrzyska i teraz żałuje tego, że zabił przyjaciół. To jest głupie! A co by było, gdybym się przekonał, że zabijanie jest dobre, że Igrzyska są potrzebne, żeby nie doprowadzić do następnej rewolucji? Jeszcze się nie pytałem brunetki co ona o nich myśli... Kiedy tak na nią patrze brudne myśli powracają. Uśmiecham się słabo, proszę o jeszcze jeden pocałunek, spojrzenie, słowo. 
Mam szansę z nią porozmawiać. Mało nadal o niej wiem, jestem spragniony więcej informacji, chcę wiedzieć o niej wszystko.
- Masz w dystrykcie jakąś rodzinę oprócz rodziców? - pytam.
- Starszą siostrę, zwyciężyła w Igrzyskach... A ty? 
- Brata i rodziców... Ale mieszkam sam, nie mam ochoty ich widzieć.
- Nie zapytam dlaczego...
- To trochę trudne pytanie... Co myślisz o Igrzyskach?
- Trenuje w Akademii, mam zamiar kiedyś wygrać, zgłoszę się w tym roku. - odpowiada, a ja spuszczam głowę. Nie chcę, żeby przeżywała to co teraz przeżywam ja. Nie chcę jej stracić. - Coś się stało?
- Nie... Tylko trochę mi szkoda moich przyjaciół. Musiałem ich zabić... no i... szkoda mi ich. Zdążyłem ich polubić...
Dziewczyna kładzie swoją głowę na moim ramieniu. Jej proste włosy są gładkie, czyste, pachną.
- Masz mnie, Aron. - te słowa sprawiają, że dziwna fala ciepła ogarnia moje ciało. Jestem szczęśliwy, właśnie powiedziała, że ''ją mam''. To znaczy, że ona nie chce mnie opuszczać, może nie zgłosi się na Igrzyska. Ale w sumie... co będzie kiedy ona wróci do Dwójki? Przecież nie będę mógł tam mieszkać, muszę trenować swoich podopiecznych, beze mnie prawdopodobnie zginą. A jak poradzę sobie z tym, że ona trafi na arenę, a ja będę musiał wybrać? Moi podopieczni albo ona. Postanawiam nie zamartwiać się tym dopóki mam czas, na razie Igrzyska są daleko. Całuje dziewczynę, nasze języki staczają bitwę, znowu. To świetne uczucie, mam ją przy sobie. Nie chcę stracić... Ona musi przy mnie zostać, nigdzie jej nie puszczę. Po chwili posuwam się dalej, ściągam jej koszulkę i wtedy ona odpycha mnie z szerokim uśmiechem.
- Wczoraj i dzisiaj? 
Przewracam oczami i schodzę niżej, całuje ją w różne części ciała, po chwili jesteśmy nadzy.
Rano tacy się budzimy, wstajemy razem, przebieramy się przy tym sobie dokuczając. 
_________________________________________________________________________________
Hej! Trochę zbyt erotyczny ten rozdział, ale może tak być w najbliższym czasie. Więc mam nadzieje, że się spodoba mimo, że jest taki krótki.


środa, 9 lipca 2014

Rozdział XVII - Ona jest świetna!

Mój nowy dom jest dużo większy od tego starego. Jadalnia połączona jest z salonem, drewniany sześcioosobowy stół stoi na środku ładnych kafelek. Na ścianie wiszą półki na różne rzeczy, są tutaj też rzeczy potrzebne do gotowania. Całą jadalnio-kuchnie od salonu oddzielają blaty, na których można przyrządzać różne potrawy. W salonie stoi piękna kanapa, plazmowy telewizor, ramki powieszone na ścianie. Chyba pozostaną puste, nie chcę widzieć zdjęć zrobionych z rodziną. Wbiegam po schodach na górę, jest tutaj mnóstwo drzwi prowadzących do różnych pomieszczeń, otwieram jedne. Ściany pokoju pomalowane są na niebiesko, przy ścianie stoi dwuosobowe łóżko, przed nim jest telewizor powieszony na ścianie. Wzrokiem odnajduje tu też jedno okno i kilka półek. Postanawiam, że to będzie mój pokój. Mógłbym otworzyć hotel, nie wiem co zrobię z innymi. Wychodzę z pomieszczenia i otwieram następne drewniane drzwi. Kafelki, wanna, umywalka, wielkie lustro. To wszystko przypomina mi stary dom, nie chcę o nim pamiętać. Może z czasem zapomnę. Znajduje jeszcze kilka ważnych pomieszczeń, po czym wracam do jadalni zamykając drzwi na klucz. Zjadam kanapki z szynką, nie wiem co robić. Mam czas na odpoczynek, niedługo Tournee zwycięzców. Wpadam na pewien pomysł, może wyjechałbym do jakiegoś dystryktu albo Kapitolu. Nie wiem... może lepiej bym się poczuł. Podobno Czwórka jest ładna, Dwójka też niczego sobie. Słyszę dzwonek, podchodzę do drzwi, otwieram je i widzę matkę i ojca. Z walizkami. Jeśli myślą, że się tutaj wprowadzą to się srogo mylą! Nie mam ochoty patrzeć na nich dnie i noce! Nie są moją rodziną! Nienawidzę ich!
- Spieprzajcie stąd! Nie chcę was widzieć! - i zamykam im drzwi przed nosem. Biegnę do pokoju, siadam na dywanie, obejmuje swoje kolana i kołyszę się w przód i w tył, w przód i w tył. Widzę twarze osób, które zabiłem, przypominam sobie jak ich zabijałem, są cali we krwi, przerażający! Mam ochotę krzyknąć na cały głos, wiem, że może to wzbudzić sensacje mieszkańców, może nie usłyszeliby mnie przez te grube szyby. Biegnę do łazienki, chwytam żyletkę i przykładam ją do żył. Chcę skończyć swoje zasrane życie! Łzy spływają po moich policzkach. Jesteś słaby Aron, mówię sam do siebie. Jesteś zbyt słaby... Przejeżdżam nią sobie trochę po ręku, wracam do sypialni i zasypiam na podłodze.
Budzę się, jest już wieczór, mam ochotę się przewietrzyć. Ale nie mogę pokazać się w takim stanie, przecież niedawno zwyciężyłem... Nalewam sobie trochę Whisky, wypijam i mogę iść. Pakuje do walizek potrzebne rzeczy. Przeczesuje tylko ręką włosy i wychodzę na zewnątrz. Ulice są puste, pewnie wszyscy już śpią. Gdzieniegdzie widzę szczęśliwych szesnastolatków całujących się w rogu ulicy. Wzdycham, zakładam kaptur na głowę i idę dalej. Dobrze, że zamknąłem ten nowy dom, to jedyne co mi zostało, jedyne co nie będzie mi przypominać o rodzinie. A właśnie! Co z moim bratem? Sprawdzę to po powrocie... Podchodzę do budki, w której siedzi Strażnik Pokoju.
- Mógłbym wyjechać... do Kapitolu? - pytam rzucając mu sporą ilość kasy na ladę.
- Pociąg już jedzie. - oboje słyszymy jak coś się zatrzymuje. - Miłej podróży.
Bez słowa wchodzę do wagonu. Otwieram drzwi i niemal natychmiast zasypiam na łóżku.
Po wykąpaniu się, umyciu zębów i przebraniu w luźną koszulkę oraz spodnie, idę do jadalni. Na złoty talerz nakładam kilka kanapek, nie jestem głodny, ale muszę coś jeść. Nie mogę pokazać, że Igrzyska mnie zniszczyły. Czuję potworne zmęczenie, chyba się nie wyspałem. Dokańczam posiłek i obserwuje jak pojazd się zatrzymuje. Szklane budynki sięgające nieba, rozweselone twarze Kapitolińczyków, tutaj będę odpoczywał. Chcę odpocząć od rzeczywistości, może tutaj mi się to uda. Wychodzę z pociągu i szepczę sam do siebie.
- Witajmy w Kapitolu - poprawiam walizki, po czym idę przed siebie. Nagle ktoś mnie zatrzymuje, odwracam się i widzę rudowłosego mężczyznę, pochodzi z Kapitolu.
- Pan Aron? Pokój w hotelu zarezerwowany! - w tej chwili wskazuje na wielki, ładny budynek. Idziemy prosto pod drzwi, ja dostaje kartę i numerek hotelu, wchodzimy po schodach na pierwsze piętro, tutaj jest mój pokój. Nie dziękując mężczyźnie, otwieram drzwi i rzucam walizki na kanapę. Ściany pokoju są żółte, jednak na stole leży pilot, którym można zmienić tło. Kuchnia jest średniej wielkości, jadalnia również. Łazienka jest podobna do tej co mam w Wiosce Zwycięzców, w Jedynce.
***
Wieczorem Kapitol wygląda jeszcze ładniej niż w dzień. Kilka osób podchodzi do mnie po autograf, oczywiście daje im go. Nie  chcę, żeby pomyśleli, że jestem niemiły. Kiedy się ściemnia, idę do parku, pali się tu tylko jedna latarnia oświetlająca ławkę, na której siedzę. W pewnej chwili obok mnie siada brunetka w krótkiej bluzce i spódniczce. Wygląda seksownie! Siada obok mnie i zaczyna rozmowę.
- Co zwycięzca Igrzysk robi w takim miejscu sam? 
Głos ma śliczny! Ona jest piękna! 
- A co taka ładna dziewczyna jak ty robi sama w takim miejscu? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
Dziewczyna lekko się śmieje.
- Opowiem ci to gdzie indziej. Pójdziemy do jakiejś knajpy? - pyta. Przytakuje i wchodzimy do taniej knajpy, nie chcę, żeby ktoś mnie rozpoznał, tutaj zagląda mało ludzi.
- To co chcesz dokładnie wiedzieć? - słyszę melodyjny głos brunetki.
- Wszystko. - odpowiadam szczerząc zęby. Po wypowiedzeniu tych słów, zamawiam wino. Nalewam je mi i dziewczynie.
- Emmm... no dobra. Nazywam się Rose, mam siedemnaście lat, pochodzę z Dwójki, przyjechałam tutaj do chłopaka, z którym dzisiaj zerwałam, rodzice załatwili mi tu małe mieszkanie do czasu Dożynek, potem wracam do dystryktu. Aktualnie mogę przebywać gdzie chcę. - opowiada jednym tchem. Ma tu małe mieszkanie, ma siedemnaście lat, może pojechać gdzie chce, zerwała z chłopakiem. Czyli mam szanse.
Zdobywam się na odwagę i pytam, czy chce iść do mnie. Ku mojemu zdziwieniu, ona się zgadza. Wstajemy z miejsc i ruszamy powoli do hotelu.
- Teraz ty opowiedz mi coś o sobie. - mówi dziewczyna. 
- Nazywam się Aron, osiemnaście lat, urodziłem się w Jedynce, przyjechałem tu odpocząć. - wykonuje polecenie dziewczyny.
***
Pijemy trochę wina, orientuje się, że jest już strasznie późno! 
- Jest już po północy - krzywię się. Dziewczyna tylko przewraca oczami i pyta, czy może u mnie przenocować. Oczywiście się zgadzam, nie powinna chodzić sama ulicami Kapitolu. Poza tym może bliżej ją poznam... Rose mi szczerze dziękuje, po czym dopija wino. Ja wypiłem dużo więcej od niej, nie zdziwię się jeśli będę pijany. Whisky, wino... Ech. Potem sprzątam ze stołu, załatwiam najpilniejsze sprawy, a dziewczyna się kąpie. Lekko się potykając podchodzę pod drzwi łazienki. Rose wychodzi po godzinie, wtedy ja załatwiam najpilniejsze sprawy i idę do sypialni. Brunetka leży w samej bieliźnie. Wygląda jeszcze seksowniej! 
_______________________________________________________________________________
Przepraszam za to, że długo nie dodawałem postu! Dzisiaj napisałem wreszcie! :D Zbliżamy się do 5000 wyświetleń, więc już dziękuje Wam za te wejścia i w ogóle! Co myślicie o Rose? Rozdział jest dosyć krótki, ale mi się tam nawet podoba. Liczę na komentarze!
Zapraszam na bloga o Glimmer!
http://hungergamesglimmer.blogspot.com/