sobota, 27 września 2014

Rozdział XXXII - Rudowłosi...

Dziewczyny wlewają fioletową ciecz do butelki, która dość szybko się rozpuszcza i znika.
- Cholera! - krzyczy blondynka trochę zbyt głośno. Rosalina decyduje się, że nie zrobią tego dzisiaj, a kiedy indziej. No tak - to dopiero czwarty dzień, a one już miałyby zabić jednego sojusznika. Na pewno nabraliby podejrzeń, a wtedy już po nich. Gordon wychodzi z namiotu i wysyła moją dziewczynę samą na polowanie. Kamery wędrują za szatynką, która w końcu otrzymuje prezent od sponsora. Po kawałku mięsa dla każdego jej sojusznika oraz jakiś liścik, ale nie wiem co tam jest napisane. Dziewczyna chowa to do plecaka i rusza dalej w poszukiwaniu jakiegokolwiek łupu. Ekrany wracają na sojuszników Rose i Carmen proponuje, że pójdzie zobaczyć, gdzie ona jest. Znowu widzę Rose, ale teraz stoją przed nią rudzi bliźniacy. Na ich twarzach malują się szydercze uśmiechy, a w dłoniach ściskają bronie.
- Księżniczka z Dwójki... sama? - śmieje się Cara.
- Ona nie jest sama! - syczy Carmen, która pojawia się obok Rosaliny. Chłopak przecina powietrze sierpem - najwidoczniej nie zdaje sobie sprawy, że nie rani dwóch dziewczyn. Zaczynają zawzięcie walczyć. Stal uderza o stal - czasami lecą złote ikry i spadają na kamienną pustynię. Rosalina zostaje lekko zraniona w rękę, czerwona ciecz leje się i wsiąka w jej ubranie. Ona nie pozostaje dłużna i zatapia lśniące ostrze w zgięcie kolana Robbiego.
- Ostatnie słowa? - słodzi szatynka i już ma wbić broń w jego serce, jednak Cara z okrzykiem ''NIEEEE!'' przewraca ją i tnie lewą rękę na oślep. Zaciskam wargi - nie może zginąć! Carmen ciągnie Carę za długie, rude włosy i rozcina jej policzek. Rose odnajduje przeciwnika i zaczyna go torturować aż słychać wystrzał armatni. Jego bliźniaczka zaczyna uciekać, a wtedy szatynka klęka i zaczyna płakać. Nie chcę, żeby popadała w depresje. Carmen błaga sojuszniczkę, żeby wracały, ale tamta nadal klęczy nad bezwładnym ciałem Robbiego. W końcu słychać kroki sojuszu Katlyn i ledwo wracają do obozowiska, gdzie ich opatrują.
Odchodzę od ekranu i słyszę, że na konto Silver wpływa dwadzieścia, a z Gordona, taką samą ilość, odejmują. Na ulicach Kapitolu jest jakoś mało osób. Zapewne  wszyscy siedzą w domach i oglądają Głodowe Igrzyska. Cieszą się albo rozpaczają, że kolejny zawodnik odszedł z tego świata. Nagle rozbrzmiewa głos Doloroesa Dodermana, głównego komentatora Igrzysk.
- Kolejny trybut poległ. Zostało ich dwunastu, a, więc jeszcze trochę i wielki finał. Zapewne chcemy, żeby nasi trybuci pożyli trochę dłużej, a więc w centrum, przy największym ekranie, postawiliśmy urny, w których możecie głosować, czy odpuścić im jeden dzień bez krwi, czy chcecie krwi cały czas! Do zobaczenia i miejmy nadzieje, że ten oto Robbie Stewart z Jedenastego Dystryktu będzie spoczywał w pokoju.
Nagle na małych ekranikach sklepu pojawiają się kolejno trybuci i informacje o nich.

Silver Jones.
17 lat.
Dystrykt 1.
Łuk i strzały.

Gordon Richardson.
17 lat.
Dystrykt 1.
Topór, siekiera.

Rosaline Darkness.
17 lat.
Dystrykt 2.
Noże do rzucania ''Shuriken''.

Dave Blaze.
17 lat.
Dystrykt 2.
Włócznia, oszczep.
Zaprzestaje oglądania. Po co w ogóle im to jest? Kapitolińczycy są tacy płytcy, że oglądając Igrzyska tyle razy nie zauważyli czym walczą? Tak bardzo. Czuję, jak ktoś uderza mnie z pięści w ramię i śmieje się głośno.
- Cassie. O co chodzi? - pytam i patrzę na nią, jak na kompletną wariatkę.
- Cieszę się, że Rose go zamordowała. Był taką ciotą! Uważał się za lepszego chociaż był jednym z najsłabszych ogniw.
- Też jestem z tego powodu zadowolony. Jednakże jest jeszcze jego bliźniaczka, która na pewno będzie chciała się mścić.
***
Cara jest cała zapłakana. Łzy spływają po jej policzkach i wsiąkają w jasny piach.
- D-dlaczego o-on? - pyta między napadami płaczu.
- Bo ona to nędza. Gdyby ta marzycielka jej nie pomogła to już by nie żyła. Ale spokojnie... Odpłacisz się na niej. Osobiście tego dopilnuje. Będziesz ją torturować aż sama zginie z tak wielkiego bólu... 
Robbie Stewart, Trybut z Jedenastego Dystryktu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Dzisiaj rozdział jest dużo krótszy, ale za to następny pojawi się szybciej, gdyż chcę nadrobić akcje dziejącą się tutaj do akcji dziejącej się na blogu o Rose. Jeszcze trzy takie krótkie rozdziały i będą dużo dłuższe. Obiecuje! :D

3 komentarze:

  1. Dobra Panie Finnick. Trzymam Cię za słowo z tą długością. Szczerze to nie za bardzo wiem jak to skomentować, bo to było już na Rose. Powtarzam się, ale co mogę napisać? Oczywiście przyjemnie się to czyta, ale (Weronika nie wybraniaj się tą samą treścią, jak nie wiesz po prostu co napisać ><). Wybacz za mój nieogar. ;-;
    Pozdrawiam i weny. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja se najpierw tu przeczytałem więc tam będę spamił o głupotach XD. aLE W SUMIE TO JA TEŻ NIE MAM NIC MĄDREGO DO POWIEDZENIA, ALE NIE CHCE MI SIĘ WYŁĄCZAĆ CL WIĘC BĘDĘ SE TAG PISAŁ DO WOLI XD. DOBRA POWIEM ŻE BYŁO ZAJEBIŚCIE, ALE ZA KRÓTKO ... CIEKAWY CZ BĘDĄ DŁUŻSZE ... DOBRA WIEM ŻE ZA DUŻO NIE POWIEDZIAŁEM, ALE JAK EDD MÓGŁ ZGINĄĆ ;-;

















    a
    h
    a


    i

    j
    e
    s
    z
    c
    z
    e

    u


    m
    ł
    a

    n
    o
    w
    y

    n
    a

    G

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam kompletnie pomysłu na komentarz. W ogóle nic.
    Ale weny, chęci i czasu do pisania Fynnyk! :')

    OdpowiedzUsuń