Otwieram oczy. Promienie słońca padają na mą twarz, powoli wstaje na nogi. Dzisiaj to wszystko się skończy. Ściskam mocno oszczep i ruszam na prawo w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Zabijam królika, którego potem chowam do plecaka. Następnie zaczynam podróżować w poszukiwaniu April i Melanie. Ciężko będzie je pokonać, bo są świetnie wyszkolone, ale powinienem dać radę. Jest chłodno, wiatr wieje w mą twarz, niebo jest zachmurzone. Nie widzę ani śladu trybutek, żadnego włosa, odcisku buta czy kawałka materiału. To las jest taki duży, czy może ja chodzę tak powoli? Te igrzyska zaczynają mnie nudzić. I właśnie teraz, widzę jej jasne blond włosy, brązową kurtkę, łuk, strzały i kołczan. April. Dziewczyna chyba mnie zauważa, bo zaczyna uciekać. Zaczynam ją gonić, nie chcę jej zabijać, ale jeśli chcę przeżyć, muszę. Rzucam się na nią, przyciskam do jednego z drzew.
- Bądź cicho to będzie mniej bolało. - syczę w jej twarz. Wyciągam zza pasa nóż, który schowałem sobie na wszelki wypadek.
- Aron? - odwracam się do dziewczyny. To był mój błąd. Kopie mnie w czułe miejsce i rzuca plecami na ziemię. Zaczyna mnie dusić. Próbuje ręką dosięgnąć noża, który mi wypadł. Nie mam jednak siły, powoli je tracę.
- Przepraszam - jęczy dziewczyna, gdy prawie umieram, Resztkami sił dosięgam broni i wbijam ją w gardło blondynki. Szybko wypuszczam bronią z ręki. Podbiegam do niej i próbuje odżywić, jednak nic z tego. Ona zginie.
- Ja... przepraszam. - wykonuje rękoma różne gesty. Jestem bezradny.
- Aron... - dziewczyna ledwo mówi, dławi się krwią. - Kocham cię.
I słyszę wystrzał armaty. Łzy spływają po mych policzkach. Przysuwam swoją twarz do jej twarzy.
- Ja ciebie też. - szepczę.
Wydzieram się na cały las. Rzucam tym co wpadnie mi do rąk. Żałuje, że to nie ja zginąłem. Żałuje, że ją zabiłem. Żałuje, że dopiero teraz wyznałem jej moje prawdziwe uczucia.
Jestem na granicy lasu i łąki, na której zapewne rozegra się ostateczna walka między mną a Melanie. Kucam przy krzaku i wypatruję czy dziewczyna się nie zbliża. Ona nie jest głupia, więc zapewne chowa się gdzieś i gdy tylko wyjdę rzuci mi nożem prosto w plecy a potem dobije. Myślę chwilę i łapię za oszczep. Przyglądam mu się. Po chwili wpada mi do głowy pomysł, rzucę nim i sprawdzę czy Melanie nie chowa się w Rogu. Przecież, jeśli oszczep uderzy to rozejdzie się huk i to ją albo spłoszy z kryjówki, albo przyciągnie do centrum areny. Podnoszę się, wymierzam i rzucam oszczepem. Tak jak myślałem, rozszedł się głośny łoskot uderzenia metalu. Po chwili z przeciwnej strony, z lasu wybiega Melanie i gdy znajduje się na łące ostrożnie stawia kroki. Chwytam miecz i również wychodzę z kryjówki. Gdy dziewczyna mnie zauważa, rzuca jednym ze swoich noży. Jak na zbawienie zadziałała siła grawitacji i upadam plecami na ziemię. Nóż przeleciał mi nad głową, odsapnąłem i wstałem. Chwytam broń, która mi wypadła i biegnę do Melanie.
- Melanie, nie musimy tego tak kończyć.- zaczynam, nie wierząc w to co mówię.
- Wybacz Aronie, musimy. Zwycięzca może być tylko jeden.- mówi jak ci wszyscy ludzie z Kapitolu. Robi mi się dziwnie smutno. Dziewczyna wyciąga nóż i znów nim rzuca. Nie zdążam zrobić uniku, dostaje w lewą rękę. Całe szczęście że nie w prawą, bo byłbym bezbronny. Krzyczę z bólu i wyciągam nóż, rzucając go gdzieś. Biorę wdech i biegnę w jej kierunku. Znów rzuca swoim sztyletem, lecz teraz wymijam lecące zagrożenie i gdy znajduje się obok niej, robię zamach i zatrzymuje się. Wpadam na pewien pomysł. Ona ma rację, tylko jedno z nas może wygrać. Czas pozbyć się sentymentów.
- Śmiało, rzucaj. Zostań zwyciężczynią.- mówię rzucając miecz pod nogi. Robi zamach i też się zatrzymuje.
- Yhh, nie mogę! Chcę wygrać, ale nie chcę Ciebie zabijać.- w jej oczach pojawiają się łzy. I przyszedł czas na realizację planu. Podnoszę miecz i podbiegam do niej. Jest wyraźnie zdziwiona. Obracam miecz w ręce i robię zamach. Po chwili czuje ogromny ból w nodze. Patrzę w dół i widzę że mam wbity nóż. Znów krzyczę wyjmując broń przeciwniczki, którą od razu wyrzucam. Po chwili widzę jak kolejny sztylet leci w moim kierunku. Kucam i po chwili wstaje. Kulejąc, znów do niej podbiegam i zatapiam ostrze miecza w jej brzuchu. Z jękiem padła na kolana, zalewając się krwią.
- Gratuluję, wygranej.- mówi zanim ginie. Po chwili padła martwa na ziemię a ja usłyszałem głos mówiący:
- Zwycięzcą pierwszego Ćwierćwiecza Poskromienia zostaje Aron Richardson!- spoglądam w górę i widzę jak leci poduszkowiec, który ma mnie zabrać z tej przeklętej areny.
***
Budzę się w białym pomieszczeniu, leżę na szpitalnym łóżku. Do mojego ciała poprzyczepiane są różne kable. Kiedy próbuje postawić nogę, ból przeszywa moje ciało i jestem zmuszony leżeć dalej. Obok, na krześle, siedzi Derek, mój mentor. Nie widziałem go od czasu rozpoczęcia Igrzysk. To Igrzyska zabiły Arona, pewnego siebie zawodowca.
- Jak się czujesz? - pyta mentor. Parskam śmiechem, na pewno widać, że wyglądam jak jakiś potwór!
- A jak myślisz? - wyrzucam z siebie.
- Zostawić ciebie samego? - proponuje.
Kiedy odchodzi, zatrzymuje go.
- Dzięki Derek. Za utrzymanie mnie przy życiu.
*Wywiady z rodzinami finałowej trójki.*
April, Dystrykt Pierwszy.
- Moja córka jest świetnie wyszkolona. Wierzę, że wygra te Igrzyska, jest świetna. - mówi pogonie brązowowłosa kobieta z twarzy podobna do samej April.
- Myślę, że ma duże szanse. Lecz nie może lekceważyć innych trybutów. Aron, Melanie, Ellie, oni też są silni! - krzyczy ojciec. - Ale ona musi wygrać!
Wszyscy w Jedynce są zadowoleni, niektórzy stawiają na April, niektórzy na Arona.
Aron, Dystrykt Pierwszy.
- Nasz syn jest silny, wyszkolony i kochany. Trzymamy za niego kciuki, staraliśmy się aby jego dzieciństwo było jak najlepsze i chyba wszystko poszło po naszej myśli. - mówi matka.
- Oj na pewno kochani! Aron jest bardzo dobrze wyszkolony i inteligentny! Naprawdę, ma wielkie szanse na wygraną! - wrzeszczy ojciec.
Melanie, Dystrykt Drugi.
- Melanie świetnie radzi sobie z nożami, ale nie tylko! Naprawdę ma wielkie szanse na wygraną! - mówi ojciec blondynki z Drugiego Dystryktu.
Niestety jej matka nie żyje.
*Derek*
I słychać ostatni strzał armaty! Aron wygrywa te igrzyska, utrzymałem przy życiu trybuta, teraz nie jestem potrzebny do niczego. Mogę spokojnie odejść z tego świata, nie mam rodziny, nie mam nikogo.
- Panie Dereku, zapraszam na pokład poduszkowca. - słyszę głos mężczyzny w białym mundurze. Posłusznie wykonuje jego polecanie, wchodzę do środka. Niebieskie światło oślepia moje oczy, szukam pomieszczenia, w którym znajduje się Aron.
- Gdzie on jest? - pytam. Mężczyzna wskazuje drzwi, które od razu otwieram. Na szpitalnym łóżku leży Aron. Ubrany jest w zielone, szpitalne ciuchy. Na prawym i lewym oku ma siniaki, zarost ma dosyć duży, ale co się dziwić. Nie golił się od czasu rozpoczęcia Igrzysk.*
___________________________________________________________________________
No i mamy rozdział! Z góry przepraszam, że tak długo nie wstawiałem, ale brak weny robi swoje :3
Chciałbym powiedzieć, że walka Melanie z Aronem została opisana przez Elfik Jowita Elen!
http://akademiadlautalentowanejmlodziezyy.blogspot.com/
Szczerze jej dziękuje :3
Mogę też powiedzieć, że od następnego rozdziału prawdopodobne jest to, że nie będzie perspektywy Dereka. W następnym opisze też bardziej wywiady, bo te były takie przykładowe :3 Mam nadzieje, że nie spieprzyłem tego rozdziału ;c